piątek, 16 października 2015

Rozdział 6


  • Moje niedługo jest dość długie, czyż nie? No nie ważne. Jeśli ktoś jeszcze się nie poddał i wytrwale czekał na nowy rozdział to oto i on. Dedykuję go wszystkim wytrwałym. Do następnego mam nadzieję szybszego zobaczenia, a tym czasem życzę miłego czytania i już was nie zanudzam.
  • W samochodzie panowała niezręczna cisza. Ed włączył radio aby temu zapobiec. Przyglądałam się tańcu spojrzeń pary którzy próbowali dogadać się bez słów spoglądając raz na siebie raz w lusterko aby ukradkiem spojrzeć na mnie. Postanowiłam przerwać tę dziwną grę.
  • - Co to właściwie jest ta Spirala? – cisza zrobiła się jeszcze gęstsza. Ed spojrzał stanowczo na Meg. Moja przyjaciółka odwzajemniła twardo spojrzenie. – Meg?
  • - To… taki… klub – powiedziała niepewnie i odwróciła się na fotelu w moją stronę – Ale taki inny niż ten ostatni. Ten ci się spodoba – tłumaczyła się widząc moją minę. Ale tak naprawdę nie mogę być na nią zła. Sama weszłam do tego samochodu z pełną świadomością, że mówiąc Spirala nie miała na myśli lodziarni z lodami włoskimi.
  • - Jak to inny? - klub to klub. Bar, alkohol, parkiet, muzyka, tańczący ludzie. Co jest w nim innego? – Puszczają tam inną muzykę? – drążyłam temat.
  • - Muzykę?
  • - No wiesz kilka dźwięków wydobywających się jeden po drugim w jakimś rytmie.
  • - Nie do końca. Różną muzykę tam puszczają.
  • - Byłaś już tam?
  • - Tak. Raz.
  • - Z Edem?
  • - Tak – trochę mi ulżyło, że nie chodzi po takich miejscach sama, z drugiej strony może to on ją namawia żeby chodzić do klubów w nocy?
  • - Czyj to był pomysł? Twoi rodzice wiedzą?
  • - Kim! Nie zachowuj się jak moja matka. Nie jesteśmy tu na przesłuchaniu.
  • - Przepraszam. Może i masz rację. Po prostu się o ciebie martwię – Ed który do tej pory się nie odzywał teraz postanowił jednak włączyć się do rozmowy.
  • - Nie musisz się o nią martwić jest w dobrych rękach – zrobiło mi się głupio. Nie chciałam o nic oskarżać chłopaka mojej przyjaciółki.
  • - No tak – wybąkałam tylko i skupiłam swoją uwagę na krajobrazie za oknem. Robiło się coraz bardziej ponuro. Deszcz stukał miarowo o szybę. Perspektywa za oknem wydawała się raczej niewesoła. Kamienice i ładniejszą część miasta zostawiliśmy już za sobą. Znajdowaliśmy się w dzielnicach w których wolałabym nie bywać nawet w dzień. Poprawiłam się niespokojnie na siedzeniu. Zniszczone, stare bloki, szkło na chodniku, napisy na ścianach. Skupiłam się na tych ostatnich. Przede wszystkim przekleństwa. Czasami jakieś twórcze uzewnętrznianie się na murach sklepów. Ściągnęłam nos z niesmakiem. Jak można tak niszczyć własną okolicę.
  • - Chyba nie zaparkujesz tutaj? Stąd jest jeszcze kawał drogi. Zmokniemy – rozpacz w głosie Meg sprowadziła mnie z powrotem do samochodu który właśnie się zatrzymał.
  • - Nie mogę tam wjechać. Przejdziemy się. Mam parasol i dopilnuję żeby nawet kropla na ciebie nie spadła – nachylił się i pocałował ją.
  • - Jesteśmy na miejscu?
  • - Tak – Ed oderwał się od mojej przyjaciółki. Wyjrzałam za okno. Padało jeszcze mocniej. Gdzieś za budynkami mignął mi słup światła.
  • - No chodźcie już zanim noc się skończy! – Meg otworzyła drzwi i zaraz je zamknęła – Mówiłeś że gdzie jest ten parasol?
  • - Już ci go daję – wysiadł z samochodu podbiegł do bagażnika i wyciągnął z niego parasol. Poczułam zimny powiew powietrza na plecach kiedy go zamykał. Brrr strasznie się ochłodziło przez ten deszcz.
  • Ed niczym prawdziwy dżentelmen  Otworzył drzwi od strony pasażera i pomógł wysiąść z samochodu Meg trzymając nad nią parasol. Ja niezgrabnie wysiadłam tylnymi drzwiami czując jak moje i tak mokre już ubrania nasiąkają świeżą porcją lodowatej wody.
  • - Chodź pod parasol – pomachała na mnie przyjaciółka. Oczywiście z wielką chęcią skorzystałam z zaproszenia. Jak się jednak okazało parasol nie był wystarczający dla naszej trójki a droga dłuższa niż przypuszczałam. Zauważyłam za to, że droga którą szliśmy była opustoszała. Czasami mijał nas tylko jakiś motor z olbrzymią prędkością, zapewne chcąc jak najszybciej znaleźć się w suchym miejscu. I bezpiecznym – dodałam w myślach widząc grupkę młodych mężczyzn pijących alkohol pod dachem nieczynnego  już od kilku lat sklepu. Szybko odwróciłam wzrok.
  • - Daleko jeszcze? – Zdawałam sobie sprawę że jestem zapewne równie irytująca jak osioł z Shreka zadając to samo pytanie po raz setny, ale jedyne miejsce które udało mi się schować pod parasolem to prawie ramię oraz głowę. Moje ubrania zrobiły się dwa razy cięższe, a  w butach chlupała woda. Meg szczęśliwa szła schowana cała pod parasolem, natomiast z jej prawej strony podobną sytuację jak moja przeżywał Ed, który nie wydawał się tym specjalnie przejmować.
  • - Właściwie to już jesteśmy – zakomunikowała mi dziewczyna. Nie widziałam nic spod parasola dlatego postanowiłam wykonać desperacki krok wychylenia głowy poza suchą strefę.
  • - Gdzie jest ten klub? – Staliśmy przed szkieletem olbrzymiej budowli która kiedyś mogła, lub miała być olbrzymią halą produkcyjną albo galerią.
  • - Przed tobą głuptasie – nie protestując weszliśmy do środka. Było tam sucho to na pewno. Wiatr nie miał tu wstępu dlatego też było tu cieplej. Nie słyszałam jednak muzyki, a raczej szum. Szum rozmów mieszających się z jakimś bliżej  niezidentyfikowanym hałasem. Klub bez muzyki? Może to klub czytelniczy? Albo szachowy? Skrzywiłam się słysząc własny sarkazm w głowie. Parasol został złożony a ja mogłam się w końcu rozejrzeć. Ściany w tym miejscu były zupełnie gołe. Dosłownie. Nie były nawet otynkowane. Długo korytarz oświetlony przez kilka płonących latarni wprowadził mnie z stan ekscytacji i przerażenia. Nikt nie stosuje już pochodni w XXI wieku.  Przynajmniej nikt normalny. W powietrza unosił się zapach spalenizny. Na końcu korytarza widziałam tylko ciemność. Stamtąd dochodziły jednak dźwięki co sugerowało że nie jesteśmy tu sami. Nie wiedziałam jednie czy dodaje mi to otuchy czy wręcz odwrotnie.
  • - Idziesz? Zachwycać się wystrojem będziesz później – Margaret i Edward byli już w połowie korytarza.
  • - Zaczekajcie – pobiegłam za nimi chlupiąc miarowo wodą w butach.
  • Czym bliżej czarnej dziury tym głośniejsze stawały się rozmowy, a hałas którego wcześniej nie mogłam rozpoznać to dźwięk silnika. Zapach palonej gumy był tak intensywny, że aż kręciło mi się w głowie.
  • - Dziwne jest to miejsce – powiedziałam od tak w powietrze mając nadzieję, że ktoś się ze mną zgodzi i zaraz stąd wyjdziemy. Ale z drugiej strony fascynowała mnie ta czarna plama przed nami.
  • - Witamy przed Bramą – na twarzy Eda widniała mina dziesięciolatka który właśnie złamał zasady panujące w domu i podkradł kilka ciasteczek z szafki, zupełnie jak ja kiedyś. Duma połączona z poczuciem że nie powinno było się tego robić. Miałam wrażenie, że Ed właśnie złamał jakąś ważną zasadę, nieznaną mi zasadę.
  • Kiedy podeszliśmy bliżej zrozumiałam dlaczego tłum który słyszałam już całkiem wyraźnie wciąż nie znajduje się w zasięgu mojego wzroku. Brama była mimo wszelkim oczywistością prawdziwą bramą. Żelazne, czarne drzwi. Proste z tylko jedną ozdobną kołatką przedstawiającą rogatą głowę z wyciągniętym jęzorem. Ed posłał nam obu tajemnicze spojrzenie a następnie złapał za żelazny jęzor i zastukał w bramę. Po drugiej stronie rozległ się szczęk metalu i małe okienko tuż przed moją twarzą otworzyło się. Twarz mężczyzny którego wiek oszacowałam na jakieś pięćdziesiąt lat nie wyrażała żadnych emocji.
  • - Gdzie tak zmokłaś male… Prezes! – Szybko otworzył drzwi.
  • - Hej Spir – weszliśmy przez bramę. Miejsce było ogromne i zatłoczone. Ludzie kłębili się w grupkach, część z nich miała ze sobą motory.
  • - Hej Prezes – wykonali dziwne powitanie a następnie zderzyli się barkami i poklepali po ramieniu.
  • - Dlaczego nazywa cię Prezesem? – spytałam kiedy oddaliliśmy się od Bramy.
  • - Nie Prezesem tylko Prezes. To ksywa nie odmieniaj tego.
  • - Aha. A Spir to też nie imię prawda? – spytała Meg.
  • - Nie. Tutaj większość osób ma ksywki.
  • - Ja nie mam! – oburzyła się Meg.
  • - Z pewnością jakąś dostaniesz Ślicznotko.
  • - Mogę mieć przezwisko Ślicznotka?
  • - Ksywka nigdy nie zależy od Ciebie. To coś co przychodzi z czasem. Zostaje zaakceptowana przez towarzystwo w którym się obracasz i często używana. Prawda Kiki? – Chłopak puścił do mnie oko.
  • - Skąd wiesz… eh. Ja nawet jej nie lubię. Nie jestem psem!
  • - Masz ksywkę?
  • - Raczej przezwisko – poprawiłam ją jakby miało to jakieś znaczenie.
  • - Och ja też chcę… - nie słuchałam dalej. Skupiłam się na wystroju. Pochodnie, przestrzeń, tłum ludzi, bar, motory, motory, jeszcze więcej motorów…
  • - Co to za miejsce?  - odwróciłam się z powrotem do przyjaciółki ale koło mnie stał teraz jakiś przerośnięty łysy i cały wytatuowany mężczyzna. – Przepraszam. Pomyliłam się – wybąkałam i szybkim krokiem oddaliłam się w inną stronę – gdzie oni są?
  • - Nie można cię na chwilę spuścić z oka bo zaraz się gubisz. Nie powinnaś się sama oddalać.
  • - Meg właśnie was szukałam. Gdzie Ed?
  • - Rozmawia z przyjaciółmi. Chodźmy do niego lepiej. – Widziałam go stojącego nieopodal z grupką mężczyzn. Wszyscy ubrani byli w skórzane, czarne kurtki.
  • - Znalazłam ją! – Meg krzyknęłam zanim jeszcze podeszłam bliżej. Wszyscy odwrócili się w naszą stronę. Wszyscy czyli Ed, Phil, Mark, Reji oraz-
  • - CO ONA TU ROBI?! – Artykułował każde słowo wyraźnie z nieukrywaną złością.
  • - Mi również miło cię widzieć. Jakbym wiedziała że tu będziesz to zostałabym z potworami w szkole.
  • - Wyglądasz jak zmokła kura – zachowywał się jak mały chłopiec, postanowiłam nie być gorsza.
  • - Ty również wyglądasz dziś wyjątkowo obleśnie – skwitowałam to wielkim kichnięciem. Daniel wyglądał na lekko rozbawionego ale starał się nie dać po sobie tego poznać.
  • - Alexa nie ma – wtrącił nagle Mark. Daniel znów przybrał maskę obojętności i po prostu sobie poszedł, Reji niczym jego cień podążał za nim cichy i czujny, Edward pobiegł za dwójką po sekundzie.
  • - A mówisz to ponieważ?
  • - Wszyscy wiemy że ci się podoba – nie, no może trochę. W końcu jest całkiem przystojny.
  • - Z tego co wiem to on podoba się wszystkim dziewczyną – świadoma, że nie zabrzmiało to jak kategoryczne zaprzeczenie, a nawet jak jakiekolwiek zaprzeczenie dodałam – ale nie mnie oczywiście.
  • - Oczywiście – dodali chłopcu chórem bardzo rozbawieni.
  • - Dziwny ten klub – zmieniłam temat.
  • - Klub to dość okrojone pojęcie jak na to miejsce – odpowiedział Mark
  • - Tak?
  • - Oczywiście że tak! Czy w jakimkolwiek innym miejscu które nazywasz klubem odbywają się nielegalne wyścigi motorów? – Zawtórował mu Phil.
  • - Że jak? – Było dość głośno co dawało szansę, minimalną szansę, że się przesłyszałam.
  • - Co ty tu robisz Dziecino? – Phil patrzył na mnie roześmianymi oczami.
  • - To bardzo dobre pytanie.
  • - SZANOWNI PANSTWO… ŻARTOWAŁEM! SIEMA, CZEŚĆ WSZYSTKIM Z TEJ STRONY WASZ SZALONY I JEDYNY DJ JEDNOOKI! – na dźwięk wydobywający się z głośników tłum zaczął głośno wiwatować.
  • - Chodź, stąd nic nie widać.
  • - Da rady się tam w ogóle przebić przez ten tłum? – Nic nie powiedzieli tylko ruszyli przed siebie a tłum stopniowo rozstępował się przed nimi niczym morze czerwone. Minęliśmy scenę na której młody mężczyzna czekał aż wiwaty ucichną.
  • - DZIŚ CZEKA NAS WYJĄTKOWA NOC! – krzyczał.
  • Tuż obok sceny znajdowały się kręte schody prowadzące na piętro. Spojrzałam na moich towarzyszy niepewnie.
  • - Śmiało – zachęciła mnie Meg. Ciesząc się że mam ze sobą przyjaciółkę weszłam po schodach. Tuż przed drzwiami stał olbrzymi bramkarz. Miał chyba ze dwa metry i był naprawdę barczysty. Zasłaniał swoją osobą całe drzwi.
  • - Widzę nową panią w waszym gronie – bramkarz spojrzał na mnie i otworzył drzwi.
  • - Rex to jest Kiki – przedstawił mnie Olbrzym. Niewiele większy od chłopaka ochroniarz lekko się zmieszał.
  • - Miło mi cię poznać – rzekł nieszczerze – ale nie mogę cię tu wpuścić.
  • Najpierw się zdziwiłam ale w końcu to był jakiś tam pokój dla VIP-ów więc było to całkiem zrozumiałe.
  • - Co ty opowiadasz? Nie widzisz, że ona jest z nami? – Chłopcy zaczęli się wykłócać.
  • - Tak widzę, ale ja mam też przełożonych.
  • - I niby kto mógłby ci zabronić ją wpuścić? – właściwie każdy, przecież nikt mnie tu nie zna więc niby jakim prawem miała bym tam wejść? Zapadło milczenie.
  • - Nie możliwe! – nagle wykrzyknął Phil.
  • - Chyba nie sądzisz, że by to zrobił – Mark patrzył na przyjaciela z konsternacją.
  • - Zachowuje się jak gnojek! Zaraz mu powiem co o tym myślę!
  • - Chłopaki nic się nie stało. Zejdę na dół pod scenę – ale nikt mnie nie słuchał.
  • - Phil nie idź tam! Wracaj! – Mark pobiegł za Philem.
  • - Ed zatrzymaj go! – Meg również zniknęła w drzwiach. Chciałam coś zrobić ale Rex zasłonił mi drzwi swoim ciałem.
  • - Jeśli chcesz to możesz tu zaczekać.
  • - Dzięki – Nie chciałam tu tak po prostu siedzieć i czekać ale co miałam innego zrobić. Usiadłam na najwyższym stopniu. Z wnętrza zaczęły dobiegać krzyki i urywki zdań.
  • - Co jest z tobą niet-
  • - Phil spokojnie! – głos Eda był spokojny ale stanowczy.
  • - Zachowujesz się jak dzieciak!
  • - Załatwimy to w pokojowy sposób! – Mark przekrzykiwał przyjaciela.
  • - Nie dotykaj go Phil! – krzyknęła Meg.
  • - Żadnych bój-
  • Nagle kłótnia nie była już dostępna dla moich uszu. Ochroniarz zamknął dźwiękoszczelne drzwi.
  • - Mógłbyś im przekazać, gdyby ktoś mnie szukał, że idę na dół pod scenę? – ochroniarz tylko kiwnął głową obojętnie – dzięki.
  • Zwlekłam się po schodach przeklinając się w duchu, że w ogóle wyszłam dziś z domu. I chodź nie rozumiałam co się przed chwilą stało byłam ewidentnie powodem kłótni i może nawet bójki. Czułam się z tym koszmarnie.
  • - WYŚCIG ROZPOCZNIE SIĘ ZA PIĘĆ MINUT! PROSZĘ WSZYSTKICH UCZESTNIKÓW O STAWIENIE SIĘ NA LINI STARTU!
  • Tłum ludzi odszedł teraz w przeciwnym niż scena kierunku. Poszłam za tłumem i stanęłam koło płonącej pochodni chcąc choć trochę osuszyć ubranie. Minął wyznaczony czas a tłum zaczął odliczać ostatnie sekundy.
  • - DZIESIĘĆ! DZIEWIĘĆ! OSIEM! SIEDEM! – krzyczał tłum. Postanowiłam się przyłączyć – SZEŚĆ! PIĘĆ! CZTERY! TRZY! DWA! JEDEN! – wystrzał przeciął powietrze a motory ruszyły przed siebie. Tłum podbiegł do przodu i zatrzymał dopiero na bramkach ustawionych przez pracowników. Przepchałam się do przodu między wiwatującym tłumem.
  • - I SIĘ ZACZĘŁO! WŁAŚNIE WJEŻDŻAJĄ NA SPIRALĘ! DLA TYCH KRURZY JESZCZE NIE WIEDZĄ SPIRALA TO WYSOKI NA SZEŚĆ PIETER PODJAZD PARKINGOWY! NASTĘPNIE ZJADĄ DRUGĄ SPIRALĄ I WRÓCĄ DO NAS DROGĄ ZNAJDUJĄCĄ SIĘ ZA NAMI! – przyjrzałam się podjazdowi. Typowy podjazd na parking w niejednej galerii. Choć ten musiał być wyjątkowo olbrzymi skoro miał aż sześć pięter! Niezbyt niebezpieczny jeżeli mówimy o samochodach wyjeżdżających po nim 10 km/h a nie motorów jadących z prędkością światła! Wyglądało to naprawdę niebezpiecznie i nieodpowiedzialnie. Kiedy zniknęli za pętlą prowadzącą na pierwsze piętro zrobiło się dużo luźniej. Część ludzi wybiegła schodami na wyższe piętra parkingu licząc na to że jeszcze uda im się zobaczyć coś spektakularnego. Podeszłam bliżej sceny do stojącej tam grupki aby spojrzeć na wielki ekran wyświetlający transmisję z wyścigu.
  • - Tak trzymaj Jumper! Wygrasz to! – odwróciłam się w stronę młodego chłopaka. Był mniej więcej w moim wieku. Wymachiwał energicznie rękoma – To mój brat! - wołał tak głośno, że omal nie pękły mi uszy. Ale mimo wszystko uśmiechnęłam się do tego żywiołowego i dumnego nastolatka. Kamera pokazała innego motorzystę, a fan Jumpera zwrócił się w moją stronę – Nie wiedziałem cię tu wcześniej. Jesteś tu nowa?
  • - A ty stały bywalec? – chłopak się zmieszał.
  • - No nie do końca. Przychodzę tu czasami… no a tak właściwie od jakiegoś miesiąca. Kibicuję bratu. Mój brat to-
  • - Jumper – wyprzedziłam go.
  • - Skąd wiedziałaś? – zaśmiałam się cicho.
  • - Jestem Kim – podałam mu rękę.
  • - Zefir, ale to tylko ksywa – wyjaśnił mi gdybym miała przez przypadek stwierdzić że Zefir to jego prawdziwe imię – naprawdę mam na imię Charles.
  • - Miło mi cię poznać, jak mam się do ciebie zwracać? – bawiło mnie jego zagubienie, ale uważałam to w jakiś sposób urocze. Aż dziwne że ten chłopak przebywał w tym gronie ludzi przepełnionych samouwielbienia i pewności siebie.
  • - Hmm – zastanawiał się przez chwilę – Carl, tak mówią do mnie przyjaciele.
  • - A więc miło mi cię poznać Carl.
  • - Jesteś zapewne dziewczyną jednego ze ścigających się? – zdziwiłam się skąd w ogóle przyszło mu to do głowy – przepraszam głupie pytanie, jesteś ładna i w ogóle więc to chyba oczywiste – powiedział zawstydzony.
  • - Nie, nie mam chłopaka – sprostowałam.
  • - Naprawdę?
  • - Tak. Jestem tu ze znajomymi.
  • - Pewnie się ścigają. Dobrzy są? – zastanowiłam się przez chwilę.
  • - Nie, chyba się nie ścigają – w końcu siedzieli wszyscy właśnie na górze i kłócili się, prawdopodobnie z właścicielem, o to dlaczego nie mogę wejść. Z resztą Ed przyjechał samochodem.
  • - To dobrze, w takim razie możesz kibicować ze mną mojemu bratu, no chyba że masz jakiegoś innego faworyta.
  • - Nie sądzę.
  • - ZJEŻDŻAJĄ! PRZYGOTUJCIE SIĘ NA WIELKI FINAŁ!
  • - Na którym miejscu jest Jumper? Chodź szybko bliżej, może uda nam się coś zobaczyć!
  • Tak więc wepchaliśmy się w tum gapiów. Carl nie zważając na nic podczas przepychał się do przodu nie raz niechcący stanął komuś na nodze. Groźne spojrzenia śledziły jego ruchy kiedy tylko przyłożył komuś łokciem, oczywiście niechcący. Stanęłam tuż za nim i aby dodać sobie wysokości wspięłam się na palce.
  • - SĄ! OSTATNIA PROSTA I JUŻ WIADOMO KTO ZOSTANIE DZISIEJSZYM ZWYCIĘZCĄ!
  • - Chodź tutaj, przede mnie, stąd wszystko widać! – nagle złapał mnie i pociągnął do przodu. Ponieważ stałam na palcach straciłam równowagę i poleciałam do przodu. Czyjeś ręce powstrzymały mnie od upadku. Tłum wokół wiwatował.
  • - I OTO NASZ ZWYCIĘZCA! BRAWA DLA – złapałam równowagę i z wdzięcznością spojrzałam na tego kto mnie uratował – KRÓLA!
  • Króla, Króla piekieł, Diabła wcielonego, Alexa. Wyrwałam się z jego uścisku który kilka sekund temu uratował mnie przed upadkiem.
  • - Co tu robisz? – Alex był naprawdę zdziwiony – Jesteś tu sama? – Włosy miał zmierzwione od kasku, kilka kropel potu wyskoczyły na jego czoło.
  • - Przepraszam! Nie chciałem! Nic ci nie jest? Wszystko w porządku? – Głos Carla robił się bardziej piskliwy z każdym słowem.
  • - Tak wszystko w porządku.
  • - Miałaś szczęście że wpadłaś na Króla. Gratuluję zwycięstwa – uściskał dłoń Alexa.
  • - Kim ty w ogóle jesteś?
  • - Muszę już iść – mówili że go tu nie ma! Nie byłam przygotowana na spotkanie z nim. W tym samym momencie Carl przedstawiał się.
  • - Jestem Zefir a to jest-
  • - Kim! Zaczekaj! – ledwo uszłam parę kroków. Odwróciłam się, ale tłum zdąż już otoczyć swojego zwycięzcę. Kiedy znów się odwróciłam moje spojrzenie skrzyżowało się z niebieskimi oczami Daniela . Carl został wypchany przez żywą masę. Zauważył mnie i podbiegł szybko.
  • - Znasz go? Mówiłaś że nie masz chłopaka. A twoim chłopakiem jest Król! – mówił podekscytowany a ja wciąż patrzyłam na Daniela. Dziwne niewidzialne iskry przebiegały między nami. Napięcie między nami można było wyczuć chyba na kilometr. Każdy już z daleka mógł wyczuć niechęć Idola do mnie. A ja? Czy ja też go aż tak nie lubiłam? ZDECYDOWANIE TAK! Zostałam przez niego w kozie. Ciągle tylko mnie irytował i dokuczał. Był taki… taki…
  • - Wow! ON tu jest! ON TU JEST! Chyba mu się spodobałaś. Jesteś niesamowita! – szeptał-piszcząc mi do ucha Carl.
  • - Komu? Danielowi? Chyba oszalałeś – dotknęłam jego czoła w akcie desperacji.
  • - Ciii… Nie wymawiaj jego imienia!
  • - A co to Lord Voldemort?
  • - Nikt nie zna go z imienia, a nawet jak zna to nie ma prawa go wymawiać. Możemy mówić do niego tylko jego ksywkami.
  • - Chyba się uderzyłeś w głowę. Daniel, Daniel, Daniel, Daniel – powtarzałam jak małe dziecko – zawsze tak do niego mówię i nie zamierzam przestać.
  • - Tylko mi nie mów, że jego też znasz! – ten pisk mogły zrozumieć już tylko delfiny – przedstawisz mnie? – spojrzałam na Zefira jakby był z innej planety.
  • - Wolałabym nie… - spojrzałam w stronę Daniela, ale już go tam nie było.
  • - Kim! O tu jesteś! Widziałaś go? Gdzieś wyszedł i rozpłynął się w tłumie. Możesz już tam wejść – Meg biegła w moją stronę przekrzykując muzykę krzyczała i wymachiwała rękami.
  • - Kogo? Kto? Gdzie?
  • - Daniela! – Carl zachłysnął się powietrzem po raz kolejny słysząc imię „swojego idola”.
  • - Ona go zna! – Zefir powiedział to tak jakby to mówiło samo za siebie.
  • - Gdzie Ed?
  • - Przy barze, nie jest w najlepszym humorze. Pokłócili się.
  • - To może ja już was zostawię. Pójdę znaleźć brata.
  • - Kim ty w ogóle jesteś?
  • - To Carl – przedstawiłam go – a to moja przyjaciółka Meg.
  • - Cześć.
  • - Hej.
  • - Kim! – Alex wydostał się w końcu z tłumu.
  • - Tylko nie to! – jęknęłam.
  • - Alex? Myślałam że cię tu nie ma – Meg pomachała w jego stronę.
  • - Właściwie to liczyłem na fascynujący pojedynek z Danielem. Dlaczego się nie ścigał?
  • - Miał coś innego do załatwienia.
  • - Ach tak? Szkoda bo poziom ścigających się był naprawdę straszny – chciałem go upomnieć ze względu na obecność Carla, ale chłopak mnie ubiegł.
  • - Byłeś naprawdę niesamowity!
  • - Tak wiem. Kim ty w ogóle jesteś?
  • - Tak jak już mówiłem jestem Ca-
  • - To ty wtrąciłeś Kim pod mój motor?
  • - Ja? Nie… ja tylko… - Carl przeląkł się i zaczął się jąkać.
  • - Oczywiście, że nie – zbulwersowałam się.
  • - Spodziewałem się że to powiesz – stanął naprzeciw chłopaka, był wyższy od niego o pół głowy, lustrując go złowrogo.
  • - Gratuluję zwycięstwa – palnęłam.
  • - Dzięki – posłał mi pełny uśmiech.
  • - Może pójdziemy to oblać? – Meg przypuszczalnie chciała znaleźć się koło Eda.
  • - Świetny pomysł!
  • - Myślałam, ze nie pijesz!
  • - Bo nie piję! Ale oblewanie zwycięstwa to co innego!
  • - Ach tak?
  • - Ty nie pijesz? – Meg zaczęła się śmiać.
  • - To co idziemy? – Alex ją zignorował.
  • - Ja idę znaleźć brata.
  • - Jeśli chcesz możesz iść z nami.
  • - Chętnie – widząc lodowaty wzrok Alexa szybko się poprawił – ale brat na pewno mnie szuka.
  • - W takim razie do zobaczenia.
  • - Miło było was wszystkich poznać.
  • - Ta… chodźmy zając stolik – to było naprawdę niemiłe ze strony Ala.
  • - Idę poszukać Eda i zaraz do was dołączymy.
  • - Jasne. Nie śpiesz się – Alex posłał mi drapieżny uśmiech. Kiedy usiedliśmy przy stoliku tylko we dwójkę zrobiło się niezręcznie.
  • - Więc co tu robisz? Myślałem, że Daniel wydał wyraźny zakaz przyprowadzania cię tu.
  • - Jak to? – Byłam totalnie zbita z tropu.
  • - Kto cię tu wpuścił?
  • - Przyszłam z Edem i Meg… To by wyjaśniało kłótnię.
  • - Co?
  • - Czy ja powiedziałam to na głos? – zaśmiał się.
  • - Tak. Chyba że słyszę twoje myśli.
  • - Błagam nie! – oboje się zaśmialiśmy.
  • - A więc co się wydarzyło?
  • - Przyszłam z Edem i Meg. Potem spotkaliśmy się z resztą. Z Danielem niestety też. Jak zwykle aż miał ochotę wyjść na mój widok, nie wspominając o wymiotowaniu. Nie ma to jak miły początek wieczoru. Potem sobie poszedł a my chwile potem. Ale bramkarz nie chciał mnie wpuścić do tego pokoju dla VIP-ów, chłopcy poszli się wiec awanturować. Myślałam, że z kierownikiem, ale teraz zaczynam się zastanawiać czy nie z Danielem… ale…
  • - Naprawdę? To z pewnością jego sprawka – uśmiechnął się
  • - Zachowuje się jak dzieciak. Skoro mnie tam nie chciał mógł po prostu powiedzieć. A teraz przeze mnie Ed się z nim pokłócił.
  • - To nie twoja wina. Po prostu nie jesteś w jego typie.
  • - W jego typie?
  • - Nie podobają mu się zielone oczy u dziewczyn. Woli blondwłose piękności o niebieskich oczach albo brązowe oczy z zestawieniem z czarnymi włosami.
  • - Nie sądzę aby jego preferencje wyglądowe miały coś z tym wspólnego. Robisz z niego potwora mówiąc to – spojrzał na mnie dobitnie – nie twierdzę że nim nie jest ale czy ty jako przyjaciel nie powinieneś udawać że to cud chłopak czy coś? Odrobina solidarności plemników, nic?
  • - Ha ha oczywiście że nie chciałem mu ubliżyć. On jest… - urwał jakby szukając odpowiedniego słowa - ale uważam, że to nie jest chłopak dla ciebie – dokończył.
  • - Nigdzie nie mogę znaleźć Eda! Miał być gdzieś koło baru, ale go tam nie ma!
  • - Spokojnie. Może poszedł do łazienki.
  • - Ale nie ma go już tak długo! – spojrzałam prosząco na Alexa.
  • - Pójdę sprawdzić łazienkę, a wy się stąd nie ruszajcie.
  • - Dzwoniłaś do niego? – spytałam kiedy Al już poszedł.
  • - Masz mnie za idiotkę? – skrzywiłam się słysząc taką odpowiedź – przepraszam, nie chciałam. Oczywiście że dzwoniłam.
  • - Usiądź zaraz na pewno się znajdzie. Jest już dorosły a poza tym wszyscy go tu znają.
  • - Tak, ale boję się że znów poszedł kłócić się z Danielem.
  • - No i? To przyjaciele, poza tym jest od niego starszy i wyższy.
  • - Proszę. Po prostu chodźmy ich poszukać.
  • - Dobrze.
  • - Rozdzielmy się. Tak będzie szybciej. Ja wezmę dół.
  • - W takim razie ja górę? Myślisz, że wyszli by na deszcz? Bo ja myślę, że… Meg? – Ale ona już zniknęła w tłumie. No świetnie. Udałam się na schody po których parę minut temu biegł podekscytowany tłum. Im wyżej byłam tym zimniej się robiło. Kiedy poczułam zimne krople wielkości piłeczek pingpongowych od nowa przemakających mają prawie już suchą bluzkę postanowiłam wrócić.
  • - … normalnie porozmawiać! – Usłyszałam miedzy szumem deszczu. Rozpoznałam głos Eda. Wróciłam z powrotem na dach i rozejrzałam się dookoła. Tam jest! Chciałam go zawołać ale słowa utknęły mi w ustach gdy dotarło do mnie co się dzieje. Oni się bili! Tylko kto z kim. Na dachu stał Ed, Daniel oraz Reiji. Ten ostatni właśnie zbierał się z ziemi. Miał rozciętą wargę. Edward natomiast złapał Spencera za rękę. Chłopak wyrwał się z uścisku i próbował uderzyć przyjaciela, ten jednak się uchylił. Wyglądało na to, że to Daniel jest sprawcą całego zamieszania, jak zwykle z resztą. To że powinnam teraz się wtrącić jest tak samo oczywiste jak to że słońce krąży wokół ziemi, czy to, że nasza galaktyka to Snikers. Kogo ja oszukuję? Z pewnością nie wyniknie z tego nic dobrego, tak samo jak pewne jest to, że ziemia kręci się wokół słońca, a ludzie wolą Milkyway od Snikersa, a przynajmniej jeśli chodzi o nazwę galaktyki.
  • - Przestańcie! – podziałało. Wszyscy stanęli jak wryci i patrzyli na mnie wyczekująco. Tylko że ja nie miałam już nic więcej do dodania – Ed, Meg cię wszędzie szuka – dodałam.
  • - Zaraz tam zejdę – odwrócił się z powrotem do Daniela.
  • - Możemy? – spytał czarnowłosy, odpowiedzi pięść przeleciała w miejscu jego głowy którą ten uchylił. Czy oni mają problemy z słuchem? Zrobiłam krok do przodu, Reiji zrobił krok w moją stronę, ja kolejny, a on znów znalazł się bliżej mnie.
  • - Dlaczego go nie powstrzymasz? – cisza. Krok do przodu, Reiji to samo, znalazł się już w zasięgu mojej ręki – nie zamierzasz nic zrobić?
  • - Musisz im na to pozwolić. To ich sposób na rozmowę – chłopak w końcu się odezwał. Miał dziwny akcent, trochę jakby… nie wiem jak to opisać, prawdopodobnie jakiś azjatycki. Czy to nie pierwszy raz kiedy słyszę go kiedy mówi? Tak, z pewnością. Ale to nie to było teraz ważne.
  • - Przecież oni nie rozmawiają tylko zamierzają się pozabijać! Rozmawiać można przy kawie na kanapie, a nie tu w strugach krwi i deszczu!
  • - Nie wtrącaj się! – krzyknął Daniel. - Nikt cię tu nie zapraszał! – cios pojawił się znikąd. Daniel poleciał do tyłu łapiąc w ostatniej chwili Eda. Oboje upadli na ziemię. Zaczęli okładać się pięściami obracając się, na zmianę jeden siedział na drugim i okładał go pięściami, a zaraz drugi siedział na pierwszym i tak w kółko aż w końcu oboje zmęczeni i pobici leżeli w kałuży wody która przez ich zaciętą „rozmowę” przyjęła barwę czerwoną. Dopiero teraz poczułam że serce wali mi jak młot. Nogi się ugięły, ale nie osunęłam się nawet o centymetr. Reiji trzymał mnie mocno już od jakiegoś czasu. Skutecznie powstrzymując mnie od przerwania im. Ni stąd ni z owąd w powietrzu rozbrzmiał śmiech. Mój żołądek zrobił pełen obrót. Zaraz zwymiotuję!
  • - Co się dzieje? – zdziwiłam się. Reiji tylko się uśmiechnął a jego rana na wardze wyglądała na bolesną.
  • - Nie mam siły. Już dawno tego nie robiliśmy – Ed próbował się podnieść.
  • - Tylko mi nie mów bracie, że za tym tęskniłeś! - znów obaj się zaśmiali. Oni naprawdę się śmieją! Stanęłam na nogach i podeszłam do nich bez żadnych oporów ze strony Reijiego. Stanęłam tuż nad ich głowami pochylając się do przodu. Niech ktoś im zrobi zdjęcie bo przysięgam że wyglądają jak modele. Leżeli naprzeciwko siebie mając głowę obok głowy. Przystojni, w strugach deszczu, jedyne co nie pasowało to te siniaki na twarzach. Poczułam jak emocje się we mnie kłębią.
  • - A NIECH WAS WSZYSCY DIABLI,WYKOŃCZYCIE MNIE JESZCZE PRZED MOJĄ STAROŚCIĄ I JESZCZE NABAWIE SIĘ ZMARSZCZEK! – krzyknęłam w końcu. I nagle wszyscy się śmialiśmy. Śmiałam się. Miałam ochotę się śmiać, płakać i krzyczeć jednocześnie. Kiedy moje emocje opadły, poczułam się lżejsza. Mój telefon zaczął dzwonić przerywając ciszę w której chwilę wcześniej wszyscy zapadli. Pogrążeni w ciszy każdy myśląc o czym innym. Wyrwana z zamyślenia z powrotem skupiłam wzrok na rzeczywistości spojrzałam na chłopaków pode mną, a mój wzrok skrzyżował się ze spojrzeniem Daniela. Kolejny dzwonek telefonu, odebrałam.
  • - Nigdzie go nie ma! Znalazłaś go? – Spojrzałam na Eda. „Meg” powiedziałam bezgłośnie. Chłopak kiwnął potakująco głową.
  • - Tak. Spotkajmy się przy barze za piętnaście minut dobrze?
  • - Och to dobrze! Gdzie był?
  • - Za piętnaście minut przy barze – powtórzyłam i rozłączyłam się. Obaj patrzyli na mnie wyczekująco. Wyglądali przy tym naprawdę niesamowicie, skorzystałam więc z okazji i zrobiłam im zdjęcie telefonem. Daniel wstał szybko mijając moją twarz o milimetr co przypomniało mi, że wciąż się pochylam. Ed podniósł się na łokciach i spojrzał na przyjaciela. Reiji zrobił krok do przodu. Wygląda na to, że się zbieramy.
  • - Idziemy? – spakowałam telefon z powrotem do kieszonki.
  • - Daniel? – Ed spojrzał na chłopaka. Ach podziwiam go, przecież przez tego narwańca jest pobity i leży w zimnej kałuży na dachu, a mimo to wciąż zależy mu na zdaniu przyjaciela. Ed to może być jednak dobry materiał na chłopaka dla Meg.
  • - Chodźcie już bo cały zmokłem.
  • - Egoista – wybełkotałam. Odwrócił się, ale nic nie powiedział. Ruszył na schody, a za nim Reiji. Ed się zaśmiał. Poszliśmy za nimi – jesteś cały mokry! – jęknęłam.
  • - Ty też.
  • - Ale ja nie jestem cała pobita! – dotknęłam rozdarcia na jego lewym łuku brwiowym, lekko się skrzywił.
  • - Nic mi nie jest.
  • - Ależ oczywiście. Powiem ci, że ten fioletowy cień do oczu podkreśla ich kolor z pewnością, ale nie stosuje się go na pół twarzy tylko na powiekę.
  • - Już się nie martw o mnie.
  • - O ciebie? Phi! Ty sobie pomyśl co ze mną zrobi Meg jeśli dowie się że was nie rozdzieliłam.
  • - Kim musisz wiedzieć, że to co widziałaś to bardzo prywatna rozmowa. Musisz zachować ja przed Meg.
  • - Prywatna rozmowa!? Daniel pobił ciebie i Reijia a ty go po prostu kryjesz.
  • - Proszę uszanuj to.
  • - Zgoda. Nie uważasz że powinieneś trochę się ogarnąć przed pojawieniem się pod barem?
  • -  Dobry pomysł. Mam jakieś stroje na przebranie.
  • - W takim razie ogarnij się i spróbuj zrobić coś z twarzą, bo cię dziewczyna nie pozna.
  • - Aż tak źle?
  • - Gorzej.
  • - W takim razie tak też zrobię.
  • - Co mam powiedzieć Meg?
  • - Nie chcę prosić cię o kłamstwo, ale proszę cię też abyś nic jej nie mówiła. To chyba jednak trochę trudne co?
  • - Ale nie niemożliwe – chyba, dodałam w myślach i posłałam mu pokrzepiający uśmiech – A ty co jej powiesz?
  • - Jeszcze nie wiem.
  • - Dlaczego nie może o tym wiedzieć?
  • - Dla nas bójka jest jak wasze sekrety mówione na ucho. Wy nie wyjawiacie ich nikomu, my nie opowiadamy o naszych bójkach.
  • - Bycie facetem jest trudne.
  • - Myślę że to wciąż łatwiejsze niż życie w świecie kobiet.

  • - Powinnam to wziąć do siebie? – potem oboje zamilkliśmy. On poszedł na górę, a ja mimo jego wszelkich zapewnień, o tym że mogę już tam wchodzić wolałam zostać na dole.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz