niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 4


  • Przepraszam za tydzień zwłoki. Już jest nowy rozdział. Zapraszam do czytania :D Rozdział dedykuję wszystkim komentującym :*
  • Czas się zatrzymał. Panowała zupełna cisza, a ja nie mogłam się ruszyć. Nie mogłam oderwać oczu od jego szarych tęczówek. Nie były zupełnie szare, dopiero teraz to zauważyłam, czym bliżej środka, tym ciemniejsze się stawały, tak aby w pewnym momencie zlać się ze źrenicą. Całość sprawiała wrażenie, jakby to nie były ludzkie oczy, były raczej demoniczne. Tajemniczy błysk w jego oczach tylko to potwierdzał. Jego przenikliwy wzrok przeszywał mnie na wylot, a ja coraz głębiej wpadałam w czarną dziurę jego oczu. Wokół jego głowy zaczęły spadać gwiazdy. Pionowo w dół. To wyglądało olśniewająco… Nagle pisk gdzieś z boku oraz ciągły, głośny dźwięk dzwonka pozwolił mi oderwać się od jego oczu. To wcale nie były gwiazdy, tylko woda! Włączył się alarm przeciwpożarowy! Chłopak stojący w drzwiach odsunął się robiąc przejście, kiedy dziewczyny z piskiem wybiegły z klasy.
  • - Spadamy, zanim wyrzucą nas już pierwszego dnia – odezwał się Spencer. Nikt nic więcej nie dodał. Obaj odwrócili się i wyszli. Zanim całkiem zniknęli mi z oczu Alex odwrócił się i posłał mi promienny uśmiech.
  • - Alex! – Zawołałam za nim robiąc krok do przodu. Wygląda na to, że mogę się już ruszać. Problem polegał na ty, że nie wiedziałam, dlaczego zamiast się ratować uciekając z płonącego budynku wciąż stoję w klasie wołając za tym… ugh! Może mnie nie usłyszał? Odetchnęłam z ulgą kiedy nikt nie pojawił się w drzwiach. Dzwonek wciąż wydawał metaliczny dźwięk, a ja byłam już cała przemoczona. Mój mundurek zrobił się dwa razy cięższy. Moje serce biło strasznie szybko. Co jest ze mną nie tak? To przez ten alarm? Na pewno nie przez chłopaka. Jeszcze przed wczoraj chciałam go zabić. Wzięłam duży wdech aby się uspokoić. Czas się stąd zmywać zanim spłonę żywcem. Nie zdążyłam zrobić nawet kroku, kiedy czyjaś ręka pociągnęła mnie w stronę drzwi. Zdusiłam w sobie okrzyk. Podniosłam oczy i zaraz je spuściła. Poczułam, że moje policzki są czerwone ze wstydu. Jak wcześniej mogłam gapić się na niego? To takie upokarzające.
  • - Zamierzasz się utopić w tej wodzie? – Mówił rozbawiony. Pewnie śmieszyło go moje dziecinne zachowanie. Wyprostowałam się i przyśpieszyłam kroku, nie chcąc być przez niego ciągnięta.
  • - Dokąd idziemy?
  • - Jak najdalej stąd. I tak już dziś nie będzie lekcji.
  • - Ale przed szkołą jest zbiórka. Będą się o nas martwić. Pomyślą, że spłonęliśmy.
  • - Wątpię – już wiem, dlaczego go unikałam. On co najmniej nie jest zdrowy umysłowo.
  • - Zawsze jesteś taki spokojny jeśli chodzi o sprawy życia lub śmierci? – Zatrzymał się.
  • - To nie jest sprawa życia lub śmierci. – Przeczesał leniwym ruchem czarne, mokre włosy.
  • - Ach tak? Więc ogień to twój przyjaciel z dzieciństwa i uwielbiasz się z nim bawić? – Milczał przez chwilę.
  • - Szkoła wcale się nie pali.
  • - No świetnie. To może powiesz jej jeszcze, jaki masz znak zodiaku? – Głos Daniela zabrzmiał gdzieś z boku.
  • - Ona nas nie wyda.
  • - Skąd taka pewność? Przecież na pierwszy rzut oka widać, że to grzeczna dziewczynka tatusia. Jutro wylecisz z tej szkoły.
  • - Włączyłeś alarm antypożarowy? To nie jest zabawa. Wszyscy się tym przejęli, a ty masz z tego ubaw?
  • - Widzisz…
  • - Uroczo wyglądasz kiedy się złościsz. Szczególnie kiedy zaciskasz usta w taki sposób. – Znieruchomiałam, a potem szybko oblizałam usta. Co to miało niby znaczyć?
  • - Odłóżcie flirtowanie na potem. Zaraz będzie tu straż pożarna. Teraz nie mamy już wyjścia. Musimy zabrać ją ze sobą, bo inaczej nas wsypie. – Zrobiłam krok do tyłu. Co oni zamierzają. Alex się zaśmiał.
  • - Nie wsypie.
  • - Skąd ta pewność. – Irytowało mnie jego zachowanie. Skąd mógł wiedzieć co powiem, a czego nie powiem? Nawet ja tego nie wiedziałam. Zrobił krok w moją stronę. A ja krok w tył, potem kolejny i zatrzymałam się z plecami przyklejonymi do mokrej ściany. Podszedł blisko mnie, za blisko. Położyłam obie ręce na jego klatce piersiowej próbując go odepchnąć, przez mokrą koszulkę czułam jego twarde mięśnie. Oparł ręce po obu stronach mojej głowy, a moje kolana ugięły się delikatnie. W głowie mi szumiało. Zbliżył się jeszcze bardziej, tak, że teraz kropelki wody z jego włosów spadały mi na twarz. Jeszcze bliżej,  bliżej i bliżej. Poczułam, że mam wyschnięte usta. Przysunął swoje wargi do mojego ucha i zaczął szeptać słowa które brzmiały tajemniczo i seksownie… niestety, ale właśnie tak brzmiały. Nie mogłam skupić się na znaczeniu. Jego ciepły oddech muskał moją szyję, który potem zniknął, by pojawić się na moich ustach. Dzieliły nas milimetry. Tego było już za wiele. Zebrałam się w sobie, aby go odepchnąć z całej siły. Drgnął i zmierzył mnie wzrokiem jakby toczył w głowie wewnętrzną bitwę. Widząc w tym okazję znów odepchnęłam go z całej siły, nadepnęłam na nogę i przechodząc pod ramieniem zaczęłam biec z całej siły. Omal nie pośliznęłam się na zakręcie. Wybiegłam przed budynek szkoły. Nauczyciele zaraz do mnie podeszli pytając co się stało, dlaczego od razu nie wyszłam i z której klasy jestem. Odwróciłam się nerwowo patrząc w kierunku budynku, ale nikogo tam nie zobaczyłam. Strzeliłam buraka i wybełkotałam najgłupszą wymówkę jaka przyszła mi do głowy.
  • - Zatrzasnęłam się w toalecie. – Nauczyciele z dezaprobatą ale i ze zrozumieniem pokiwali głową. Poszukałam w tłumie Meg, ale nigdzie jej nie widziałam.
  • - Widziałaś? – Jej głos dobiegał z za moich pleców.
  • - Co? - Zdziwiłam się.
  • - No Alexa… Zaraz dlaczego jesteś cała mokra? Zupełnie jak Alex i Daniel… - Co za zbieg okoliczności, pomyślałam posępnie. Ten zboczeniec zamierzał mnie pocałować!
  • - Nie pierwszy raz z resztą. – Meg mi odpowiedziała.
  • - Powiedziałam to na głos?
  • - Yhy. Co tak właściwie się tam stało? – Rozejrzałam się dookoła sprawdzając czy nikt nas nie słyszy.
  • - Alex włączył alarm żeby zerwać się z lekcji. Ponieważ się o tym dowiedziałam zamierzali zabrać mnie ze sobą, żebym nikomu nie powiedziała, ale udało mi się uciec.
  • - Ale czad!
  • - Cii – kilka osób zwróciło na nas uwagę.
  • - Spokojna głowa. Nie musisz się o mnie martwić. Przecież ich nie wsypię.
  • - Nie?
  • - A ty zamierzasz powiedzieć nauczycielom?
  • - Co takiego? – Nasz wychowawca podszedł do nas. Przełknęłam ślinę.
  • - Chciałabym się przebrać – skłamałam. Zła na siebie i na Alexa za to że miał rację.
  • - Och oczywiście. Możesz iść do przebieralni na basenie. Ponieważ to osobny budynek, to jest tam sucho. Zapytaj panią Bargs o zapasowe mundurki. Mam nadzieję, że się nie przeziębisz.
  • - Dziękuję. – Ucieszyłam się, że nie musiałam już dłużej prowadzić tej rozmowy.
  • - A pani panno Kruger powinna zadzwonić w tym czasie do swoich rodziców, alby przysłali limuzynę, inni uczniowie… - Odeszłam w stronę basenu nie chcąc słuchać kolejnego wywodu.
  • - Kim! – Odwróciłam się i uśmiechnęłam się na widok chłopca o szatynowych włosach idącego w moją stronę. Był mniej więcej mojego wzrostu. Mogłabym poznać go nawet z kilometra. Sposób w jaki mówił i się poruszał znałam chyba na pamięć.
  • - Jace. – Jonathan Colins był moim przyjacielem od dzieciństwa. Znałam go kiedy moja mama jeszcze żyła. Nasze mamy przyjaźnimy się, co raczej rzadko się zdarzało w przypadku takiej różnicy klasowej. Choć z drugiej strony patrząc na moją ciotkę nawet małżeństwa z prawdziwej miłości, a nie dla korzyści materialnych się zdarzały.
  • - Gdzie idziesz? – Jego uśmiech zawsze poprawiał mi humor, może dlatego, że był zawsze szczery i docierał do jego oczu?
  • - Pan Rathord wysłał mnie, żebym się przebrała w suche ubrania.
  • - No tak – wyglądał jakby dopiero teraz zauważył, że jestem cała mokra.
  • - No ale chyba wolę zostać w swoich ubraniach – powiedziałam po dłuższym namyślę. - Posiedzę chwilę w słońcu i sama wyschnę.
  • - Na pewno? Jeszcze się przeziębisz.
  • - Nie. W słońcu jest całkiem ciepło.
  • - Potrzebujesz towarzystwa? – Żeby nie myśleć o tym wszystkim co dziś się stało? O tak!
  • - Jasne.
  • - Jak myślisz co się spaliło? – Odwróciłam wzrok od jego piwnych ufnych oczy i zaczęłam skubać trawę. Nie zamierzałam go okłamać. Nawet jeśli ostatnio trochę się od siebie oddaliliśmy, to i tak nie byłam w stanie go okłamać. - Założę się, że to nic poważnego. Wiele hałasu o nic – najwyraźniej uznał moje milczenie za niepokój i próbował mnie teraz uspokoić.
  • - Pewnie tak.
  • - Zadzwoniłaś już po samochód?
  • - Nie. Zamierzałam wrócić na piechotę. Lubię spacerować.
  • - Tak wiem. Ostatnio rzadziej się widujemy – miał rację i była to przypuszczalnie moja wina. Ostatnio dużo czasu spędzałam z Meg.
  • - Musimy to kiedyś nadrobić – uśmiechnęłam się promiennie.
  • - O! Mój kierowca już przyjechał. – Patrzył na mnie jakby potrzebował mojego pozwolenia, aby odejść.
  • - Idź już lepiej. Nie daj na siebie czekać. – Wymieniliśmy uśmiechy.
  • - Na pewno? Jeśli chcesz mogę tu z tobą poczekać, lub cię podwieźć. – Pokiwałam przecząco głową. - W takim razie do jutra. – Pożegnał się i odszedł w stronę swojego kierowcy, a może kamerdynera? Mężczyzna nienagannie ubrany odebrał od niego torbę na książki i otworzył mu drzwi do limuzyny. Zanim jego brązowa czupryna zniknęła w samochodzie pomachał do mnie energicznie. A moja torba? Zaczęłam zastanawiać się kiedy odjechał. Musiałam zostawić ją w klasie… dobrze, że nie miałam tam dużo książek i zeszytów. Odchyliłam się do tyłu i położyłam na plecach. Uniosłam prawą rękę, aby zasłonić oczy przed słońcem. Wygląda na to, że nawet w szkole nie będę miała teraz spokoju. Zaczęłam zastanawiać się nad własnym zachowaniem. Jego oczy… Powinnam znaleźć Meg zamiast roztrząsać to wszystko od nowa. Wróciłam przed budynek szkoły starając nie rzucać się w oczy pana Rathorda. Znalazłam przyjaciółkę stojącą niedaleko bramy.
  • - Meg!
  • - Zastanawiałam się kiedy wrócisz.
  • - Czekasz na samochód?
  • - Nie do końca. Znalazłam sobie podwózkę.
  • - Podwózkę? – Ruchem głowy wskazała na motor stojący przy bramie. Mężczyzna obok czerwonej maszyny  zdjął kask i uśmiechnął się do nas.
  • - Chodzisz tu do szkoły? – Ed wyglądał na zdziwionego.
  • - Ba! Chodzi ze mną na kilka zajęć. – Wesoło odpowiedziała Meg.
  • - Jak Alex…
  • - Już wie. – Weszła mu w słowo dziewczyna.
  • - Tak?
  • - Myślisz, że dla czego jest cała mokra?
  • - No tak. A Daniel?
  • - Chodzimy razem na historię. – Nie wiedziałam czy chodzimy razem na jakąś inną lekcję. Oboje wsiedli na motor.
  • - Lepiej się pilnuj. – Nie rozumiałam o co mu chodzi, ale jego poważny ton głosu mnie przeraził. Obole założyli kaski i odjechali z piskiem opon.
  • - Nie rozumiem. – Powiedziałam już do siebie. Stałam tak przez chwilę nie wiedząc co miał na myśli. W końcu postanowiłam się ruszyć i przespacerować do domu. Mijałam właśnie stary budynek, jego stare drewniane drzwi zaskrzypiały głośno. Serce podskoczyło mi do gardła jakiś inny odgłos pojawił się tuż za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam czarną limuzynę stojąca tuż za mną. Drzwi otworzyły się, a z środka wyłoniła się znana mi postać. Pan Faulkner przyglądał mi się przez chwilę, aby następnie z dezaprobatą pokiwać głową.
  • - Jest panienka cała mokra. Proszę wsiąść do samochodu.
  • - Nie trzeba. Przespaceruję się.
  • - Zachoruje panienka. Proszę wsiąść do samochodu. – Otworzył szerzej drzwi.
  • - Zgoda. – Wsiadłam, a on zamknął za mną drzwi i usiadł z przodu obok kierowcy.
  • - Jedziemy po Claudię?
  • - Nie. Panienka Claudia jest już w domu. Panicz Peter Montgomery podwiózł ją do domu.
  • - Przyjechałeś po mnie?
  • - Tak. Pan Accardi był zły, że nie zadzwoniły panienki po samochód.
  • - Spacer nikogo jeszcze chyba nie zabił… A-psik! – No i wygadałam. Nie mogę być chora!
  • - Przeziębiła się panienka?
  • - Oczywiście, że nie. A-psik! – Kiedy dojechaliśmy pan Faulkner pomógł mi wysiąść z samochodu, otworzył przede mną drzwi i zaprowadził do kuchni. Potem oddał w ręce Madeline. Ta z przejęciem zaprowadziła mnie do łóżka, przyniosła mi herbatę rumiankową i obiad. Westchnęłam ciężko kiedy w końcu wyszła. Śniadanie jadłam raptem 2 godziny temu, natomiast herbaty rumiankowej nienawidzę. Z resztą ja wcale nie byłam chora! W łóżku było mi za to wygodnie i ciepło. Czułam się sennie, ale sen najwyraźniej nie był mi dany, ponieważ chwilę później do mojej sypialni znów ktoś wszedł. Otworzyłam oczy i zaraz znów je zamknęłam.
  • - O co tym razem jestem oskarżona? – Mój ton nie był przyjazny. – Wzięłam narkotyki, które wywołują u mnie kichanie? Jak się nazywają? Fiu-bziu?
  • - Przyszłam cię zbadać. – Jej ton nie był ani trochę przepraszający.
  • - Mam nadzieję, że wzięła pani ze sobą narzędzie tortur? Już stęskniłam się za igłą wbitą w moje ciało. – Doktor Moller zamknęła za sobą drzwi.
  • - Mówisz jakby tamta cała sytuacja była moją winą. To twój wuj zlecił mi zbadanie cię.
  • - Ach tak? Ale pani z pewnością odwodziła go od tego pomysłu i wierzyła w moją niewinność.
  • - Oczywiście, że nie. Czego oczekujesz od obcej osoby? Zaufania? Twój wuj martwił się o ciebie, ja chciałam tylko pomóc. – Prychnęłam, ale w duchu przyznałam jej rację. To nie jej wina, tylko moja. To ja straciła zaufanie.
  • - Jestem zdrowa. – Powiedziałam już łagodniej.
  • - Ach tak? Więc dlaczego masz wypieki, przeszklone oczy i leżysz w łóżku o tej porze?
  • - Zmusili mnie do leżenia.
  • - Nie wyglądasz na taką, co łatwo można do czegoś zmusić. – Uśmiechnęła się a ja poczułam, że moja niechęć do niej topnieje pod tym szczerym uśmiechem. Jej czekoladowe oczy w tym momencie wyglądały niesamowicie przyjacielsko.
  • - Czekoladowa pani doktor.
  • - Słucham? – O nie! Nie chciałam powiedzieć tego na głos.
  • - Ma pani czekoladowe włosy i oczy – wyjaśniłam i spłonęłam rumieńcem.
  • - Ha ha nikt mnie tak jeszcze nie nazywał. – Sięgnęła po okulary zawieszone z sznureczku na jej szyi. – A więc rozejm? – Podeszła do mnie bliżej.
  • - Rozejm – podałam jej rękę.
  • - A teraz przejdźmy do sedna. Jak się czujesz?
  • - Jestem trochę zmęczona, poza tym dobrze. Mówiłam im, że nie jestem chora.
  • - Czy to twój mundurek? – Wskazała na mokry strój przewieszony przez oparcie krzesła. Pokiwałam głową. – Też chodziłam do tej szkoły. Byłam pierwszym rocznikiem który ukończył tę szkołę - no tak. Szkoła jest naprawdę młoda. Zaraz w tym roku świętujemy trzynastolecie szkoły…
  • - Ma pani dopiero 29 lat?
  • - Tak. – Tym razem to ona była czerwona. Wyglądała o wiele starzej w tych włosach spiętych w kucyk, w okularach, no i ten makijaż też ją postarzał. Oceniałabym ją na 40 lat.
  • - Jest pani bardzo młoda.
  • - I kto to mówi. A teraz pozwól mi się zbadać. Bo chyba nie chcesz marnować młodości na chorobę? – Po szczegółowym badaniu, od ciśnienia krwi, po oglądnięcie gardła, pani doktor oświadczyła mi, że mam zapalenie płuc. Miałam zostać w domu przez kilka dni i się wykurować.
  • - No nie. Przecież oni mnie w tym łóżku zamordują. Codziennie herbatka rumiankowa i sama popełnię samobójstwo.
  • - Nie będzie aż tak źle. Odpoczywaj. Przyjadę w sobotę, żeby sprawdzić jak się czujesz.
  • - Nie mogę spędzić całego tygodnia w łóżku!
  • A jednak mogłam. Wuj odwiedzał mnie codziennie aby spytać się jak się czuję i zniknąć. Ciotka i Claudia omijały mój pokój z daleka i dobrze, bo miałam już dość tych ich przygotowań do balu. Słyszałam ich krzątaninę za drzwiami. Wcale nie poprawiało mi to humoru, ale nie zależało mi już na tym tak bardzo. Maddie przynosiła mi herbatę rumiankowo przez pierwsze trzy dni. Potem się poddała. Okazało się , że moja torba wraz z książkami i telefonem przetrwała ulewę zawieszona na haczyku pod ławką, tak więc Meg dzwoniła codziennie. Opowiadała co dzielę się w szkole. Nie przestawała też mówić o Edzie. Wygląda na to, że naprawdę się zakochała. Szczęściara. W sobotę dostałam pozwolenie na powrót do szkoły. Tak więc w poniedziałek szczęśliwa że opuszczam wreszcie te mury wyszłam z domu. Prosto, potem w lewo, koło starego budynku znowu prosto i jestem. Coś tu było inaczej ale nie potrafiłam tego określić. Weszłam do szkoły a następnie do swojej klasy. Przywitałam się, i usiadłam na swoim miejscu. Meg jeszcze nie było. Czyżby znów zamierzała się spóźnić? Nauczycielka weszła do klasy, a ja zwątpiłam czy moja przyjaciółka w ogóle dziś się pojawi. Wyciągnęłam telefon z torby i zaczęłam pisać smsa pod ławką. Zanim jednak skończyłam drzwi do klasy się otworzyły. Meg przeprosiła za spóźnienie i usiadła koło mnie.
  • - Hej. Fajnie, że wróciłaś. – Uśmiechnęła się promiennie. – Mam Ci tyle do opowiedzenia.
  • Drzwi znowu się otworzyły, a w klasie zapadła cisza. Zdziwiona odwróciłam się w stronę drzwi, a mój uśmiech przygasł kiedy zobaczyłam  Daniela. W mojej głowie przewijały się niejasne wspomnienia które bardziej wydawały się wczorajszym snem niż cieniem prawdziwych wydarzeń. Jego wzrok również zatrzymał się na mnie, potem ze znużeniem opadł na ławkę przede mną. Zdziwiło mnie zachowanie nauczycielki, która nic nie powiedziała. Lekcja dłużyła się niemiłosiernie, wydawała się też wyjątkowo nudna, tak więc skupiłam swoją uwagę na nowym koledze. Przyglądałam się jak leniwie przesuwa długopisem po kartce zeszytu. Wyglądał na znudzonego, nie wygląda na takiego, który dużo się uczy… jeśli w ogóle się uczy. Strzelam, że nie pisze w tym zeszycie nic z lekcji. Pewnie rysuje jakieś trupie czachy. Dzwonek zadzwonił a ja wyszłam z klasy. Dzisiejszy dzień zapowiadał się naprawdę długi. W przerwie na lunch umówiłam się z Meg na zewnątrz. Wyszłam na dziedziniec i zaczęłam rozglądać się za przyjaciółką. W ciepłe dni siedziałyśmy najczęściej na trawie. Tutaj tylko wybrane grupy dostawały miejsce do siedzenia. Jeden dla dzieci najbogatszych, jeden dla tak zwanych kujonów, jeden dla „śmieci”, czyli dzieciaków którym dokuczają dwie najpopularniejsze grupy, które przywłaszczyły sobie najwięcej stolików. Ich stolik znajduje się blisko kosza, dlatego kiedy wyrzucają jedzenie to zamiast do kosza rzucają wprost na stolik. Dwa stoliki dla cheerleaderek, dwa dla drużyny koszykarskiej, i ostatni dla wybranej elity, czyli połączenie bogactwa, najpopularniejszych cheerleaderek oraz kapitana drużyny i świty . W tym także i Claudii. Akurat przechodziłam obok najcenniejszego stolika na terenie całej szkoły, tak więc chcąc nie chcąc spojrzałam w tym kierunku gotowa na wymianę groźnych wspomnień  z kuzynką… ale jej tam nie było. Stanęłam jak wryta, czy coś mnie ominęło? Najwyraźniej bardzo wiele, ponieważ stolik popularsów był teraz stołem przy którym jadał sam Diabeł. Z dwojga złego wolę Claudię. Jeden z chłopaków nagle podniósł głowę i uśmiechnął się do mnie. Szybko powiedz coś! Nie gap się tak na nich! Wyjdę na totalną idiotkę.
  • - Nie widzieliście Meg? – Wydukałam w reszcie i to był błąd. Lepiej być idiotką i odejść na oczach jednego chłopaka, niż zwrócić na siebie pięć par oczu. Twarz Alexa rozjaśnił uśmiech którego nie poskąpiłby nawet sam szatan.
  • - Zapewne w bramie – odpowiedział mi chłopak który jako pierwszy mnie zauważył. Aż dziwne, że wiedział o kim mówię. Nie zamierzałam jednak o nic więcej już pytać. Moje plany na najbliższe życie? Unikać tego stolika.
  • - Dzięki. Pójdę jej poszukać. – Odwróciłam się, ktoś wyrwał mi tacę z jedzeniem, jakaś siła pociągnęła do tyłu. Przewróciłam się spadając wprost na Diabła. Podskoczyłam jak oparzona, ale nie mogłam wstać bo ktoś stawiał opór na moje ramię. To boli – myślę, ale nic nie mówię. Cały stolik tonie w śmiechu.
  • - Skąd taki pośpiech? – Głos nie do zapomnienia. Jest w nim coś innego. Jakby akcent, ale jaki?
  • - Umówiłam się z nią na lunch – odpowiedziałam Alexowi.
  • - Nie ma obaw. Możesz zjeść z nami.  Ona i tak szybko nie wróci. Poszła się spotkać z-
  • - Edem – dokończyłam.
  • - Przyłączysz się?
  • - To propozycja? – Starałam się aby zabrzmiało to lekko.
  • - Jasne.
  • - W takim razie odrzucam ją. – Strąciłam rękę Alexa z ramienia.
  • - Siad! – Czyjaś ręka naparła na moją głowę i znów siedziałam. No świetnie, teraz będę ich zabawką. Będą się nade mną znęcać. Ta sama ręka zmierzwiła mi włosy zupełnie jakbym była psem.
  • - Nie jestem psem. – Spojrzałam w górę. Czy to nie jest już przesada? Daniel się nie uśmiechał.
  • - Grzeczna Kiki. – Puścił moją głowę. – Zostań. – Ugh! Czułam, ze jestem cała czerwona, nie wiedziałam jedynie czy ze złości czy z zażenowania.
  • - Łapy przy sobie Spencer! – Miałam nadzieję, że zabrzmiało groźnie.
  • - Uwaga bo może ugryźć - zaśmiał się ktoś.
  • - Dzikie są najlepsze. – Odwróciłam się zirytowana z powrotem w stronę Diabła.
  • - Chyba straciłam apetyt. – Oświadczyłam kiedy moja taca wylądowała na stoliku przede mną.
  • - Chcesz żebym cię nakarmił?
  • - Znajdź sobie inny obiekt kpin. Nikomu nie wygadam o alarmie.
  • - Wiesz jaki to zaszczyt siedzieć przy tym stole?
  • - Jeszcze tydzień temu siedziała tu banda idiotów. A dziś inne twarze, ale towarzystwo nie lepsze. Wiecie co was od nich wyróżnia? Oni w życiu nie zaprosili mnie do tego stolika nawet po to żeby mnie wyśmiać.
  • - Tamci idioci? – Jeden z chłopaków wskazał ręką w stronę stolika dla cheerleaderek. – Teraz są nikim w tej szkole.
  • - Nie sądzę, aby te wpływowe dzieciaki zmieniły postrzeganie o sobie tylko ze względu na zmianę stolika. Choć przyznam, że ciekawi mnie jak udało wam się przejąć to centrum dowodzenia.
  • - Powiedzmy, ze mamy tu niezły autorytet. Ominęło cię najlepsze. Dlaczego nie chodziłaś do szkoły?
  • - Jakiś idiota zatrzymał mnie w szkole kiedy był alarm i zachorowałam.
  • - Uważaj na słowa! To że jesteś tu nowa, to nie znaczy, ze wszystko ci wolno. – Daniel prawie na mnie warczał.
  • - Nowa? – Że co proszę? Kto tu jest niby nowy?
  • - Nowy porządek w szkole. Nowe rządy. Nowa szkoła.
  • - Dyrektora też zmieniliście? – Zakpiłam.
  • - Nie. Chce z nami współpracować.
  • - Ach więc ty, Daniel i reszta bandy daliście mu szansę?
  • - Reszta bandy? Daniel może zapoznasz Kim z resztą?
  • - Kiki to reszta. Reszta to Kiki. – Daniel znudzonym głosem wymamrotał słowa które w jego mniemaniu miały być  przedstawieniem.
  • - Nie jestem psem!
  • - Dobra. Każdy z was chyba wie już kto to jest. Przejdźmy dalej.  Alexa już znasz, naprzeciw niego siedzi Mark.
  • - Przyjaciele mówią mi Olbrzym. – Był naprawdę wysoki i umięśniony. Na głowie nie miał włosów, a jedynie tatuaż. Wyglądał przerażająco.
  • - Obok niego, a naprzeciw ciebie siedzi Reiji. Jest raczej małomówny. – Przyjrzałam się uważnie chłopakowi. Azjatycka uroda. Mniej więcej wzrostu Daniela. Czarne krótkie włosy. Czarne czuje oczy. Lekko spięty. Kiwną lekko głową w moją stronę. – Następnie Phil. Mówimy na niego Rąsia. – Wysoki i szczupły. Z blizną przecinającą lewe oko. Jego włosy są brązowe… z zieloną poświatą?
  • - Nie pytaj dla czego. – Zaśmiał się, ale po jego tonie było słychać, że nie żartuje. Cokolwiek ukrywał nie miał zamiaru mi powiedzieć. Cała trójka która siedziała po przeciwnej stronie sprawiała raczej złowrogi obraz. Gdybym spotkała ich w ciemnym zaułku uciekłabym z krzykiem.
  • - Mnie też już nasz.
  • - Nazywamy go Idol.
  • - Idol? Dlaczego?
  • - Nie jesteś aby nazbyt ciekawska?
  • - Bo kobiety go uwielbiają, uważają go za idola. Zabiły by za jego autograf. – Odpowiedział Mark.
  • - Jakoś jeszcze żyje. Kolejki też nie widzę.
  • - A widzisz tu jakąś kobietę? Ja tu widzę same dzieci.
  • - No tak panowie macho gustują w starszych kobietach.
  • - Dojrzalszych - poprawił mnie Phil.
  • - Jasne. Babcie są w sam raz. Zepsuję wam reputację siedząc z wami.
  • - Raczej podbudujesz swoją. – Alex wskazał ręką w stronę stolika cheerleaderek.
  • - Raczej nie na długo – mówił Daniel - te zazdrosne małolaty rozszarpią cię zaraz jak odejdziesz od tego stolika. Widzisz tamtą blondyneczkę? Patrzy na ciebie takim wzrokiem-
  • - Gdyby wzrok mógł zabić – dokończył Mark. Spojrzałam we wskazanym kierunku. Claudia rzeczywiście patrzyła na mnie morderczym wzrokiem.
  • - Powiedzcie mi coś czego nie wiem. Ona nie jest zazdrosna, o to, że tu siedzę. To po prostu wrodzona nienawiść.
  • - Znasz ją? Próbowała się przystawiać do mnie. Błe. Mamy wspólną tylko jedną lekcję a i tak mam jej dosyć. – Ton Daniela choć na chwile przybrał bardziej towarzyski ton.
  • - Spróbuj dzielić z nią jeden dach. – Dlaczego rozmowa zeszła na ten tor? Poczułam się chyba zbyt komfortowo wśród tego towarzystwa.
  • - Jednym dachem? To twoja siostra? – Alex jest strasznie ciekawski.
  • - Nie! Oczywiście, że nie!
  • - Do nas się jakoś nie przystawiała. – Zauważył Phil.
  • - Dziwi cię to głąbie kapuściany? Olbrzym budzi strach w każdym. Riji w ogóle się nie odzywa, a ty na przerwie bawisz się scyzorykiem.
  • - A pro po scyzoryka… oddaj mi go!
  • - Nie ma mowy. Ostatnio omal nie zabiłeś Alexa i mnie kiedy ćwiczyłeś rzuty.
  • - Do Alexa też się nie przystawiają żadne dziewczyny.
  • - Dziwi was to? – Alex uniósł brwi.
  • - Mnie ani trochę. – Odpowiedziałam nie całkiem szczerze. Alex był przystojny. Nawet bardzo. Tak samo jak Daniel, ale od Alexa biła aura niedostępności, władzy i niebezpieczeństwa. - Bije od ciebie nieprzyjazna aura. Aż strach się zbliżać.
  • - Ty na szczęście nie masz nic przeciwko. – Uśmiechnął się. A ja doszłam do wniosku, że ten szatański uśmiech ma w sobie coś magnetycznego. Zadzwonił dzwonek, co oznaczało koniec przerwy na lunch.
  • - Muszę już iść.
  • - Nic nie zjadłaś. – Zauważył Mark.
  • - Nie jestem głodna. Z resztą i tak już nie ma czasu.
  • - Możesz wziąć mój jogurt. Zjesz na następne przerwie. – Przyjęłam mały pojemniczek z jogurtem truskawkowym od Olbrzyma z lekko trzęsącymi się rękami.
  • - Dzięki – wybąkałam. Zastanawiało mnie co taki uroczy i drobny deserek robi na tacy takiego dryblasa. Ktoś wyrwał mi go z ręki zanim zdążyłam schować go do torby. No i zabawa znowu się zaczyna. Znów zamierzają mnie prześladować?
  • - Nie nauczyła cię mama, że nie bierze się jedzenia od nieznajomych. – Poczułam ukłucie w sercu.
  • - A ciebie, żebyś nie wciskał nos w nie swoje sprawy? – Zerwałam się z ławki i odeszłam od stolika. Ani Daniel, ani Alex nie próbowali mnie zatrzymać, choć siedziałam pomiędzy nimi i z pewnością nie było by to dla nich trudne. Weszłam do klasy chwilę po nauczycielce i poczułam burczenie w brzuchu. Mogłam coś zjeść. Choćby gryza. Szkoda, że Alex zabrał mi jogurt. Lekcja trwała już kilka minut kiedy do klasy wolnym krokiem wmaszerował Daniel. Zatrzymał się w drzwiach patrząc na mnie. Jego wzrok był zimny i aż przeszły mnie od niego ciarki. Co ja mu znowu zrobiłam? To on zmusił mnie do siedzenia przy tamtym stoliku.
  • - Zajmij swoje miejsce – odezwała się nauczycielka. Daniel podszedł do wolnego miejsca i rzucił na ławkę swój plecak, a następnie przeszedł przez całą salę, w trakcie lekcji, pod moją ławkę, nachylił się tak, żeby być jak najbliżej mnie i wyszeptał mi do ucha:
  • - Nie odzywaj się, jeśli nie wiesz nic na jakiś temat. – Czułam jego oddech na szyi i aż było trudno uwierzyć, że to ciepłe powietrze wychodzi z jego ust w tej samej chwili co te lodowate słowa.
  • - Co proszę? To wy kazaliście mi tam siedzieć i z wami rozmawiać. I to ja byłam cały czas obrażana.
  • - Nie bądź dziecinna. Niektóre słowa bolą bardziej niż nazwanie cię psem.
  • - Rozumiem to doskonalę.
  • - Wątpię. – Odszedł.
  • - Wątpisz? Co za… Ugh! – Kolejna lekcja z Danielem. Czy mamy jakąkolwiek lekcję osobno? Do dzwonka nie mogłam skupić się na niczym. Zastanawiałam się nad słowami Daniela. O co mu w ogóle chodzi? Kiedy ta koszmarna lekcja minęła postanowiłam znaleźć Meg i na nią nakrzyczeć. Los chciał jednak, abym żałowała, że nie zostałam w łóżku  jeden dzień dłużej.
  • - Kim. – Jad aż wylewał się z tego słowa.
  • - Claudia nie mam nastroju na twoje zagrywki.
  • - Ah tak?
  • - Tak dokładnie tak.
  • - Czy oni wiedzą, że gdyby nie mój ojciec byłabyś biedna jak mysz kościelna? Że nie idziesz na bal debiutantek?
  • - Kto? – Czyżby chodziło jej o Diabła i resztę? – Nie sądzę, aby ich największym zmartwieniem była którakolwiek z tych rzeczy.
  • - Jak udało ci się do nich dosiąść? – A to bardzo ciekawe pytanie akurat…
  • - Nakrzyczałam na Alexa, potem oplułam go alkoholem, potem znów nakrzyczałam…
  • - Co zrobiłaś? – Piskliwe głosiki dwóch koleżanek Claudii przeszyły powietrze.
  • - Mów prawdę! – Może chłopaki mieli rację. Może ona była zazdrosna, że tam siedzę, tylko dlaczego?
  • - Przecież to jest prawda.
  • - Podstępna żmija. Myślisz, że tylko ty jesteś taka cwana, że tylko ty możesz z nimi siedzieć?
  • - Nie. Raczej tak nie myślę. Chociaż zaczekaj – tu zrobiłam przerwę – teraz jestem pewna. Nie myślę tak. – I odeszłam. Jak tylko znajdę Meg to porachuję jej kości.
  • - Meg! – Podniosła oczy znad telefonu.
  • - Tak. Och przepraszam, że nie mogłam zjeść z tobą lunchu, ale byłam spotkać się z Edem. Jedliśmy poza szkołą, bo mógłby mieć problemy gdyby tu znowu wszedł.
  • - Znowu? Jak to znowu?
  • - Tak tydzień temu chciał zjeść tu z chłopakami ale ponieważ nie jest uczniem dyrekcja wyrzuciła go za bramę i zakazali już więcej przychodzić.
  • - Też mi współpracujący dyrektor.
  • - Co?
  • - Nie nic.
  • - Jadłaś sama?
  • - Niestety nie.
  • - Jadłaś z Jacem?
  • - Chciałabym. Jadłam z Diabłem i resztą. A właściwie nie jadłam.
  • - Siedziałaś przy ich stoliku?
  • - Tak. Czy wszyscy w tej szkole mają na jego punkcie taką obsesję? To już nie jest stolik wybrańców. To teraz stolik jak każdy inny.
  • - Ten stolik jest teraz jeszcze bardziej cenny. To marzenie każdej dziewczyny aby tam usiąść.
  • - Jakoś kolejki nie było.
  • - Nikt nie odważy się nawet do nich podejść.
  • - Oni terroryzują szkołę czy jak.
  • - Tak bym tego nie nazwała. Tydzień temu we wtorek chłopaki przejęli stolik. Polała się krew. Chłopak Claudii miał złamany nos i rozdartą wargę.
  • - Szkoda, ze tego nie widziałam.
  • - Słuchaj dalej. Pokonali na pięści drużynę koszykówki na oczach całej szkoli. Potem byli wezwani do dyrektora, ale nikt nie wie, jaką dostali karę. A stolik pozostał ich.
  • - To szkoła, czy kryminał? No a jak ci się układa z Edem?
  • - Och nie uwierzysz! On jest cudowni i odwozi mnie do domu na motorze. Chodzimy na randki do kina i jemy razem lunch!
  • - Wyglądasz na zakochaną.
  • - I jestem zakochana.
  • - Czy mam zacząć przyzwyczajać się do jedzenia  na przerwie w samotności? – Zaśmiałam się.
  • - Pogadaj z Alexem. Może będziesz mogła jeść z nimi.
  • - Chyba zrezygnuję.
  • - Dziś z nimi – dzwonek przerwał jej w połowie zdania – jadłaś. Muszę lecieć. Teraz mam sprawdzian z matematyki.
  • - Do zobaczenia po szkole! – Wykrzyczałam za dziewczyną kiedy pobiegła w stronę swojej sali. Powlokłam się na ostatnią dziś lekcję. Kiedy weszłam do klasy humor od razu mi się poprawił. Moim partnerem na chemii był Jace.
  • - A jednak się przeziębiłaś. Mogłem siłą zaciągnąć się do mojego samochodu i odstawić pod próg domu.
  • - Na szczęście ty szanujesz moje zdanie i pozwalasz mi być szczęśliwie chorą, niż nieszczęśliwie zdrową.
  • - Jestem dla ciebie za dobry. – Zaśmialiśmy się oboje. Nauczyciel rozdał nam zadania które mieliśmy wykonać. Drzwi do Sali się otworzyły.
  • - Czy on zawsze się spóźnia?
  • - Tak. Mam z nim kilka lekcji.
  • - Ja mam z nim chyba wszystkie lekcje! – To był trochę żart, bo jak na razie minął tylko poniedziałek, ale dziś wszystkie lekcje miałam z nim.
  • - Czujesz się już lepiej?
  • - Tak o wiele. Co najpierw?
  • - Włączyć płomyk pod probówką. Czy to prawda, że nie idziesz na bal debiutantek?
  • - Tak - odpowiedziałam posępnie.
  • - Rozchmurz się! – Pogilgotał mnie po brzuchu, a ja ledwo powstrzymałam się od wybuchnięcia śmiechem.
  • - Przestań - szturchnęłam go łokciem.
  • - Wiesz, że tak naprawdę bal debiutantek powinno obchodzić się po ukończeniu 21 lat a nie 17? Ta tradycja weszła w życie wraz z nowymi krwiami.
  • - Czy my rozmawiamy o wampirach?
  • - Nie. Raczej o ludziach które dorobiły się majątku w ostatnim stuleciu.
  • - Ach. Ty też jesteś nową krwią?
  • - Jak wszyscy w tej szkole.
  • - Oh cała szkoła zbudowana dla nowej krwi?
  • - Dla nowej krwi, zbudowana przez nową krew.
  • - Dobrze wiedzieć. Ale jakoś głęboko wątpię że to zmieni coś w moim życiu. Ja to raczej jestem biedna krew.
  • - Nie. Ty jesteś anielska krew.
  • - Dzięki, ale chyba nie każdy tak uważa. – Spojrzałam na Daniela, co tylko mnie upewniło.

  • - Nie przejmuj się tymi typkami spod ciemnej gwiazdy. – Zaśmiałam się. Typki spod ciemnej gwiazdy. Strzał w dziesiątkę!