sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział 3


  • Nowy rozdział! Zapraszam serdecznie do komentowania :D
  • - I odjechała bez ciebie? Nie możliwe! Co za żmija. Powinnaś jej pociąć tę sukienkę jak tylko ją kupi.
  • - Nie kupi. Przynajmniej nie dzisiaj.
  • - No tak… Dobrze, że podwiózł cię wujek. Ale ja na twoim miejscu ciągle bym się na niego gniewała. Ale z drugiej strony, to niezłe z niego…
  • - Nie kończ! To mój wujek, a nie towar w markecie!
  • - Przepraszam. Przeprasza. – Nie wyglądała na skruszoną. – A zmieniając temat. Jesteś pewna, że ten mężczyzna cię już nie śledzi?
  • - Tak. Kto normalny śledziłby nastolatkę w galerii? A czemu pytasz?
  • - Bo tamten facet ciągle nam się przygląda.
  • - Gdzie? – Rozejrzałam się. Rzeczywiście chłopak niewiele starszy od nas przyglądał się nam przez szybę.
  • - Za młody. Tamten był starszy.
  • - Jej super! To znaczy, że chce nas poderwać!
  • - Jej! – powiedziałam bez entuzjazmu. Chłopak puścił do nas oko i ruszył w naszym kierunku.
  • - Cześć dziewczyny. – Przywitał się kiedy stanął przy naszym stoliku. Usiadł koło Margaret. – Mogę się przysiąść? – Idiota już siedział.
  • - Jasne. Jestem Meg. A to Kim.
  • - Cześć. Ja jestem Ed. – Rozłożył ręce na oparciu kanapy na której siedział z Meg, tak, że teraz prawie obejmował ją ramieniem. Ten zboczony uśmieszek i wzrok który wylądował na piersiach mojej przyjaciółki powodował, że nie czułam do niego zbyt pozytywnych uczuć. Jeszcze nigdy tak się nie cieszyłam, że miałam na sobie bluzę. – Więc co tu robicie?
  • - Drobne zakupy i ploteczki. A ty? – Meg odpowiedziałam pierwsza. Ja natomiast przyglądałam się mu w milczeniu. Chłopak był wysportowany, miał blond włosy i niebieskie oczy.
  • - Mam się tu z kimś spotkać.
  • - Meg. Kim. – Znajomy głos spowodował, że spojrzałam w innym kierunku. Patrzyłam z niedowierzaniem na chłopaka który usiadł koło mnie.
  • - Świetnie. Czy ten dzień może okazać się gorszy? – Obaj spojrzeli na mnie. Ed z uśmiechem, a Alex ze zdziwieniem.
  • - Nic się nie zmieniłaś - stwierdził. – No chyba, że nie liczyć tego, że tamten stój bardziej mi się podobał.
  • - Odczepisz się jak oddam ci za taksówkę? – Chłopak się zaśmiał.
  • - Wątpię. – Uderzyłam go w ramię. – Au! Za co to?
  • - Za wszystkie kłopoty!
  • - Al jakie kłopoty przysporzyłeś panią? – Blondyn patrzył z rozbawieniem na Alexa.
  • - Nie jestem pewna, czy można je zliczyć.
  • - Nie przesadzaj maleństwo – posłałam jej mordercze spojrzenie. – No jednak trochę kłopotów było.
  • - Al to synonim kłopotów.
  • - Odezwał się! – Odgryzł się Alex. Wygląda na to, że ta dwójka się zna.
  • - Pochwalisz się jakich to problemów ci przysporzył? – Nie. Przecież ja nawet ich nie znałam. Dlaczego z nimi rozmawiałam?
  • - Wczoraj kiedy źle się poczuła Alex dał jej do popicia wódkę.
  • - Która z resztą wylądowała na mojej koszuli. – Wtrącił Alex.
  • - Czego nie wiedział jej… ojciec – ojciec? – i myślał, że jest pijana.
  • - Przecież ona była bardziej trzeźwa niż ja!
  • - Mówiłeś, że nie pijesz. – Wytknęłam mu.
  • - Tak. Ale wtedy nie znałem waszego przyjaciela Bena.
  • - Znalazłeś go? Przeprosiłeś go za nas i powiedziałeś, że pojechałyśmy?  – Zdziwiłam się.
  • - Coś w tym stylu.
  • - O nie wątpię. – Wtrącił się Ed.
  • - Edward zamknij się!
  • - Edward?
  • - Dla przyjaciół Ed. – Uśmiechnął się.
  • - Obaj jesteście stuknięci. A my zadajemy się z normalnymi ludźmi. Ed nie miałeś się przypadkiem z kimś spotkać?
  • - Już się spotkał. – Odpowiedział za niego Alex.
  • - Że wy… - spojrzałam na nich – eh jak to mówią, nieszczęścia chodzą parami. – Spojrzałam na Meg która nie mogła oderwać oczu od Edwarda. Jeszcze nigdy nie widziałam jej takiej zauroczonej. Ed też na nią spojrzał i uśmiechnął się zadowolony. Odwróciłam wzrok i natrafiłam na oczy Alexa. Uśmiechał się łobuzersko. – Co się tak uśmiechasz jak pacan? – Wskazał ruchem ręki na Meg i Edwarda, którzy właśnie się całowali. - Meg! – Kopnęłam jej nogę pod stołem. Albo jednak nie jej, ponieważ to Ed spojrzał na mnie z urazą. Jednak się od niej nie odkleił. Poczułam, że twarz chłopaka siedzącego koło mnie zbliża się do mojej. – Nawet o tym nie myśl! – Chłopak tylko się uśmiechnął. – Jestem lesbijką! – W końcu udało mi się zetrzeć jego uśmieszek z pięknej twarzy. Jednak nie na długo. Meg zaczęła śmiać się tak głośno, że wszyscy w kawiarni patrzyli na nas.
  • - Irene by mnie zabiła – burknęłam pod nosem, co wywołało kolejną fale śmiechu. Chłopcy też się śmiali, choć nie mogli wiedzieć o czym mówiłyśmy.
  • - Tym b-bardziej powinnaś… nie mogę! Już mnie brzuch boli od śmiechu! – Zaśmiałam się razem z nią. Ludzie zaczynali tracić zainteresowanie czworgiem nastolatków i wrócili do swoich zajęć.
  • - Czyli nie jesteś lesbijką? – Ed patrzył na mnie wyczekująco. Musiałam być naprawdę niezłym kłamcą.
  • - Tak. Z pewnością. – Albo jednak nie takim dobrym. -Nawet jeśli, to po tym całusie jej orientacja się zmieni. – Jak normalnie nie jestem agresywna, no może nie licząc sytuacji z Claudią, poczułam jak krew napływa mi do twarzy. Uderzyłam go pięścią w brzuch. Pewnie nawet go nie zabolało, ale zawsze coś. Au, nawet jeśli on nic nie poczuł moja ręka natrafiła na twarde mięśnie jego brzucha.
  • - Nawet o tym nie myśl. Nawet jeśli nie jestem lesbijką… - zatrzymałam się. To co?
  • - Jej ojciec by cię zabił. – Dokończyła za mnie Meg.
  • - Dokładnie. – Sprytnie, pochwaliłam koleżankę w myślach.
  • - Ja nie boję się nikogo. – Stwierdził lekko znudzony, jakby musiał powtarzać oczywisty fakt po raz setny.
  • - Tu muszę się zgodzić z Alexem. Źle trafiłyście. – Panowie „jesteśmy najlepsi” siedzą ze mną przy stoliku? Co za zaszczyt, zakpiłam w myślach.
  • - Och doprawdy? W takim razie jeszcze nie miałeś sposobności poznać jej rodziny. – Margaret skwitowała.
  • - Już się nie mogę doczekać wspólnej kolacji zatem. – Kontynuował Alex.
  • - Zaraz zaraz! Ustaw się w kolejce. Ja czekam już 6 lat i jeszcze ani razu nie byłam u niej w domu.
  • - Mieszkasz w więzieniu? – Ed zadał to pytanie bez cienia powagi.
  • - Nie.
  • - Coś w tym stylu – odpowiedziałyśmy w tej samej chwili.
  • - Robi się coraz bardziej interesująco. – Mruknął Alex i spojrzał w szybę. – Ed. – wstał i złapał chłopaka za ramię. – Do zobaczenia dziewczyny. – Wyszli. Odprowadziłam ich wzrokiem. Podeszli do Wysokiego łysego mężczyzny. Dopiero teraz zauważyłam, że Alex jest trochę wyższy od Edwarda, i był trochę bardziej umięśniony. Ogólnie byli zupełnymi przeciwieństwami. Alex z zainteresowaniem przysłuchiwał się mężczyźnie. Edward natomiast ze znudzeniem wpatrywał się w swoje buty. Alex nagle również stracił zainteresowanie rozmową i leniwie oparł się o ścianę. Odwróciłam głowę.
  • - Jak mogłaś go pocałować?!
  • - Był taki słodki. Podoba mi się. O co ci chodzi? Nie wolno mi się całować na pierwszej randce?
  • - To nie była żadna randka. Nic o nim nie wiesz. Spotkałaś go dziesięć minut temu.
  • - Wiem o nim całkiem sporo – uniosłam jedną brew – jest nieziemsko przystojny. Całuje najlepiej na świecie. Ma na mię Edward. Jego przyjaciel to Alex.
  • - Tak i to chyba jego największa wada. Zadaje się też z nieodpowiednim towarzystwem. – Patrzyłam na dryblasa z którym rozmawiali.
  • - Przestań marudzić i ruszmy się stąd wreszcie. O 20 spotykasz się z wujem w restauracji.
  • - Z wujem? Myślałam, że z ojcem.
  • - Nie patrz tak na mnie. Musiałam coś wymyśleć.
  • - Dzięki.
  • - A pro po wymyślania… następnym razem pomyśl dwa razy zanim stwierdzisz, że jesteś lesbijką, bo mój brzuch więcej razy tego nie wytrzyma. Poszli sobie. – Z przykrością stwierdziła Meg kiedy po zapłaceniu rachunku wyszłyśmy przed kawiarenkę. Rozejrzałam się. Rzeczywiście nigdzie ich nie było. Był za to ktoś inny. Ten sam mężczyzna który wcześniej szedł za mną wyszedł za nami z kawiarni i podszedł do witryny sklepowej ukradkiem nam się przyglądając. Poczułam jak przebiega mnie zimny dreszcz. Byłam w miejscu publicznym, z przyjaciółką. Nic nie mogło mi się stać. Prawda?
  • - Meg? – Szepnęłam w stronę przyjaciółki starając zachować się normalnie.
  • - Co jest?
  • - Ciszej – szeptałam. - Widzisz tego mężczyznę który stoi po mojej prawej stronie.
  • - Tak. I co z nim?
  • - To ten sam, który mnie śledził.
  • - Jesteś pewna? Mówiłaś, że nie mogłaś mu się przyjrzeć.
  • - Tak, wiem. Ale jestem pewna.
  • - No nie wiem. Nie wygląda na złodzieja. Jest ubrany w garnitur, chodź z drugiej strony to robi z niego głównego podejrzanego. Idź za mną. Wiem jak go zgubić. – Nie rozumiałam jej logiki, ale posłusznie zrobiłam jak kazała.
  • Nie wiem ile to trwało, ale przeszłyśmy chyba całą galerię. I za każdym razem, gdy myślałyśmy, że już go zgubiłyśmy on znów się pojawiał. Moje nogi odmawiały mi już posłuszeństwa.
  • - A może to ten cały Bill? – Zaczęłam myśleć nad racjonalnym wytłumaczeniem dlaczego ten mężczyzna miałby mnie śledzić.
  • - I łazi za tobą jak prześladowca, zamiast jak wierny pies? – Meg spojrzała na mnie z powątpiewaniem.
  • - Może masz rację. – Poddałam się.
  • - Mam plan.
  • - Tak wiem. Realizujemy go od godziny. – Powiedziałam zmęczona.
  • - Ten jest lepszy.
  • Powlekłam się za przyjaciółką. Weszłyśmy do jednego ze sklepów. Meg złapała jakieś spodnie, bluzkę i dwie bary kozaków i wcisnęła mnie i siebie do przymierzalni.
  • - To nie jest dobry pomysł, aby teraz przymierzać ciuchy. – Jeśli to był jej genialny pomysł, to jesteśmy zgubione. Na samą myśl, że miałabym wyjść z galerii i po ciemku iść do restauracji, mając świadomość, że on za mną idzie… Ugięły się pode mną nogi.
  • - Ciiii. Zaufaj mi. - Ustawiła budy na ziemi tak jakby ktoś tu stał, a ubrania odwiesiła na wieszaki. – Wychodzimy.
  • - Żartujesz?
  • - Nie. Spójrz za siebie. – Spojrzałam i stwierdziła, że za mną znajdowała się taka sama zasłonaka jak ta, przez którą weszłam.
  • - Wejście z dwóch stron?
  • - Dokładnie. – Skinęła i wyciągnęła mnie z drugiej strony.
  • - Rozumiem, że buty są na zmyłkę, ale ubrania?
  • - Żeby obsługa się nie czepiała, że mierzymy tylko buty w przymierzalni.
  • - Jak często organizujesz ucieczki? – Zażartowałam.
  • - Za rzadko – zaśmiała się – to taka frajda!
  • - Frajda? – Bęc wpadłam na kogoś i aż krzyknęłam. Czyjeś ramiona otoczyły mnie niczym w klatce. Złapał mnie!
  • - To tylko wy. – Odetchnęłam z ulgą kiedy odkryłam, że to nie mój prześladowca, a jedynie Alex.
  • - Tylko my? – Aleks patrzył na mnie z niedowierzaniem. Czułam jego silne mięśnie owinięte wokół mnie.
  • - Kogo się spodziewałyście? – Ed przyglądał się Meg.
  • - Z dwojga złego wolę was. – Skwitowałam i odepchnęłam od siebie Alexa, a przynajmniej próbowałam. – Puszczaj!
  • - Kogo się spodziewałyście? – Zignorował moje polecenie.
  • - Gościa który nas śledzi.
  • - Meg! – Upomniałam ją. – Czy ty potrafisz choć przez chwile nic nie mówić?
  • - Ktoś was śledzi? – Alex spojrzał na Meg.
  • - Nie! – spojrzałam znacząco na Meg – Puszczaj! Idziemy! – Wszyscy mnie zignorowali. – Mówię puszczaj, bo inaczej nigdy nie zostaniesz ojcem! – Zagroziłam mu. Ciężko było mi patrzeć w jego twarz, ponieważ był wyższy ode mnie, i przyciskał moją twarz do swojej klatki piersiowej. – Zgnieciesz mnie! – Poluzował uścisk. Tym razem udało mi się wyswobodzić. Posłałam mu triumfalny uśmieszek.
  • - Meg chodźmy już, bo się spóźnię.
  • - Spóźnisz? Gdzie? – Alex był strasznie ciekawski.
  • - Dlaczego wy zadajecie tyle pytań?
  • - Która godzina – Wtrąciła się Mag. Ed sprawdził godzinę na zegarku.
  • - 19.30 –  odpowiedział, a ja jęknęłam.
  • - Spóźnię się!
  • - Na co?
  • - Na kolację z ojcem. – Odpowiedziała za mnie przyjaciółka.
  • - Gdzie?
  • - W Jb’s Restaurant! Możemy już iść?
  • - Odprowadzimy was – Alex.
  • - Nie trzeba.
  • - Nalegam – naciskał Alex.
  • - Egh. Zgoda. Odprowadzimy was. – Zgodził się Ed. Zaraz, zaraz, czy to nie my powinnyśmy się zgodzić?
  • - Chętnie – wymiękła Margaret. Czy kogoś tu obchodzi moje zdanie? Ręka bruneta wylądowała na moim ramieniu. Strąciłam ją, nie patrząc na niego. Edward zrobił to samo, ale Meg wydawała się wniebowzięta.
  • - Jasne. Może wtedy przynajmniej będzie miał kogo okraść – westchnęłam. Ale chyba poczułam się bezpieczniej. Na zewnątrz było już ciemno.
  • - Nikt nie dałby nam radę.
  • - Z pewnością – potaknęłam Alexowi.
  • - Skąd u młodej dziewczyny tyle sarkazmu?
  • - To się nazywa życie. Zresztą ty też stary nie jesteś. – Rozmawiałam z Edwardem.
  • - Mam 21 lat. Przypuszczam, że jestem od was starszy. Smarkacz ma 19. – Alex uderzył go w głowę.
  • - Licz  się ze słowami!
  • - Dzięki. Stąd już sobie poradzę. – Jasne wejście do restauracji było kilkadziesiąt metrów przed nami. Alex chciał coś powiedzieć, ale Ed się wtrącił.
  • - Ok. W takim razie my już dalej nie idziemy. Do zobaczenia. – Odmachałam Edowi. – A ty Meg gdzie idziesz? Może cię odprowadzić? – Zatrzymałam się w półkroku.
  • - Spokojna głowa. Zajmiemy się nią. – Uśmiechnął się Alex.
  • - Właśnie to mnie martwi. – Zmarszczyłam brwi. Gdyby ktoś ją zaatakował w ciemnym zaułku z pewnością we dwóch dali by mu radę, gorzej, jeśli to oni zaczaili się na nią. Skąd u mnie taka niechęć do nich? To musi być wrodzone.
  • - Nie martw się Kim. Poradzę sobie z nimi – podniosłam brwi. – Nie pocałuję dziś już nikogo.
  • - To im nie ufam, a nie tobie.
  • - Daj spokój baby girl. Nic jej nie będzie.
  • - Nie nazywaj mnie tak!
  • - Przecież to miłe – stwierdził Ed.
  • - Słyszysz baby girl?
  • - Jeszcze jedno słowo i pożałujesz?
  • - Tak? A co niby możesz mi zrobić? – Nic, i o to chodziło, że nic! Zrobił krok w moją stronę, a ja krok do tyłu.
  • - Coś wymyślę – powstrzymałam się od zrobienia kolejnego kroku do tyłu.
  • - Nie wątpię. – Na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmiech. Poczułam, że puls mi przyśpiesza. Miałam tak wielką ochotę uderzyć go pięścią…
  • - Biegnij, bo się spóźnisz. – Pośpieszyła mnie przyjaciółka, wyrywając tym samym z sadystycznych myśli. Jak on to robi, że mnie tak irytuje?
  • - Nie ufam im. – Wskazałam palcem na Alexa.
  • - Ja też nie. Myślisz, że nie potrafię się o siebie zatroszczyć?
  • - Nie o to chodzi.
  • - Samochód twojego wu… ojca właśnie odjechał spod restauracji – wahałam się jeszcze przez chwilę. – No idź!
  • - Dobra. Ale jak coś się stanie, to nie zawaham się użyć Billa! – Meg się zaśmiała.
  • - Jasne. Pozwalam.
  • - Jakiego Billa? – Zignorowałam Alexa i poszłam do restauracji. – Jakiego Billa? – Usłyszałam jak Alex ponawia pytanie.
  • - Odpuść młody! – Ed przerwał przyjacielowi. – Naprawdę nie zamierzasz już nikogo dziś całować? – Zwrócił się do Meg.
  • - Taki miałam plan.
  • - Plany się zmieniają.
  • - Przewidziałam to. – Nie wierzę. Ona z nim flirtowała!
  • - Ja się zmywam. – Alex chyba miał dość uroczej parki.
  • - Młody żadnych głupstw!
  • - Będę grzeczny jak baranek. – Potem nic już nie słyszałam. Byłam za daleko.
  • W restauracji było ciepło i całkiem przytulnie. Kobieta za ladą od razu mnie rozpoznała i zaczęła prowadzić, ale o dziwo nie do stolika, tylko do jakiegoś pokoju. Rzadko jadaliśmy poza domem, ale jeśli już szliśmy na kolację na miasto, to zawsze tutaj. Nie rozumiałam jedynie dlaczego zaprowadziła mnie do tego biura.
  • - O co chodzi… – Spojrzałam na kobietę w eleganckim mundurku z przyczepioną plakietkę z imieniem. – Lucy?
  • - Kim! Gdzieś ty się podziewała. – Ci idioci musieli przetrzymać mnie naprawdę długo skoro się spóźniłam. Byłam pewna, że jestem przed czasem. - Dzwoniłem do ciebie tysiąc razy! – Wuj był ubrany jak zwykle w garnitur. Znowu patrzył na mnie gniewnie i z troską za razem.
  • - Tysiąc pierwszy też nic nie da. Mój telefon się zepsuł. – Wyjaśniłam spokojnie.
  • - Jak to się zepsuł? Mogłaś powiedzieć. Mógłbym kazać go naprawić, albo…
  • - To chyba nie możliwe. Zostały z niego tylko szczątki. – Widząc jego spojrzenie zaczęłam wszystko tłumaczyć. – Upadł mi kiedy schodziłam po świętej pamięci drzewie.
  • - Dlaczego mi nie powiedziałaś?
  • - W ciągu ostatnich dwunastu godzin działo się tak wiele, że jakoś ta drobnostka wyleciała mi z głowy.
  • - Drobnostka? A gdyby ci się coś stało? – Dziś na przykład kiedy prześladowca mnie śledził? Przez chwilę się wahałam, czy mu o tym powiedzieć.
  • - Strasznie się o ciebie martwiłem.
  • - Dlaczego?
  • - Ponieważ – zastanawiał się przez chwilę – nie odbierałaś telefonu.
  • - Przecież nawet się nie spóźniłam – wujek zachowywał się dziwnie. – Wciąż mi nie ufasz? Chciałeś sprawdzić gdzie jestem i co robię? – W sumie to miał prawo mi nie ufać. Nie byłam tam gdzie być powinnam.
  • - Nie o to chodzi. Po prostu zawsze odbierasz.
  • - Skończmy już. Umieram z głodu.
  • Nic więcej nie powiedział. Otworzył przede mną drzwi. Usiedliśmy przy stoliku.
  • - Spóźniłaś się.
  • - Jakbym chciała to usłyszeć, to jadłabym w domu z ciotką Irene. – odgryzłam się.
  • - Kim nie przy moim stole. – Mogłabym jeszcze zranić delikatną Księżniczkę?
  • - Dobrze wujku.
  • - Można przyjąć zamówienie?
  • - Dla mnie to co zwykle.
  • - Poproszę Łososia w papilotach z porami i ziołami – że co proszę? Czy papiloty, to nie jest przypadkiem takie coś co się nosi na głowie, żeby mieć kręcone włosy, czy coś?
  • - Poproszę pierś kurczaka w sosie miodowym. – Zamówiłam moją ulubioną potrawę.
  • - Coś do picia?
  • -  Château Pétrus rocznik 1980.
  • - Dla mnie sok pomarańczowy. – Wtrąciłam zanim kelnerka odeszła. Wuj pozwalał pić nam wino do obiadu lub kolacji, mimo że nie byłyśmy jeszcze pełnoletnie. Uważa, że to normalne. Posiłek bez wina to nie posiłek. Ja natomiast nie lubiłam tego smaku. Wystarczyło, że spróbowałam kiedyś na koniuszek języka.
  • - Udały się zakupy?
  • - Och nie! Nie mogłam znaleźć żadnej ładnej sukienki. Znaczy się znalazłam trzy, ale nie mogłam się zdecydować. – Przewróciłam oczami. To straszne! Zakpiłam w myślach.
  • - Trzeba było kupić wszystkie trzy. – Wujek, który sam zaczął ten temat nie wydawał się zainteresowany. Serio? Wszystkie trzy? Jak on będzie ją tak ciągle rozpieszczał…
  • - Tak też zrobiłam. Teraz pozostaje jednak problem którą wybrać. Jeśli nie uda mi się wybrać…
  • - Kupisz sobie czwartą – dokończyłam za nią.
  • - Nie myślałam o tym w ten sposób. Wtedy nie musiałabym wybierać. – Jej co za ulga, nie ma to jak wyrzucić tyle pieniędzy w błoto.
  • - Pozostałe trzy możesz w takim razie oddać.
  • - Oddać? Kto tak robi? – Nie mogłam uwierzyć, że to powiedziała. Kto? Ja? Ludzie? Wszyscy?
  • - Bambina nie musisz martwić się o pieniądze. Mam ich wystarczająco. Jeśli chcesz też możesz kupi sobie cztery sukienki. – Westchnęłam. Zawsze o tym marzyłam. A biedne dzieci w Afryce nie było stać na kubek wody.
  • - Ale po co mi aż tyle?
  • - Nie wiem – przyznał szczerze – myślałem, że dziewczyny tak lubią. Iść na miasto, coś sobie kupić. Wydać pieniądze. Pochwalić się co się kupiło. Poplotkować o tym.
  • - Papo dziewczyny nie plotkują o ciuchach, tylko o chłopakach. Dlatego kupują ubrania, żeby jakiegoś upolować.
  • - Upolować?
  • - Tak robią wszystkie dziewczyny. – Zapewniła go Claudia.
  • - W takim razie ja nie jestem dziewczyną – zauważyłam.
  • - Nigdy tego nie kwestionowałam. Myślałam, że wiesz. – Posłałam zabójcze spojrzenie kuzynce.
  • - Albo nie jesteś jak wszystkie. – Zauważył wujek. Tak trzymaj! – Przepraszam. Tak mi się wymsknęło. – Spojrzał na Claudię.
  • - Albo jesteś lesbijką. – Zaśmiałam się. No nie mogę. Szkoda, że nie było jej dziś w kawiarni.
  • - Coś jeszcze? Może kosmitą?
  • - Nie masz żadnych dowodów. Nigdy nie miałaś chłopaka. – Miałam ochotę zdjąć jej ten uśmieszek z twarzy.
  • - Ty za to na pęczki. Pewnie wszyscy już wiedzą, że nie jesteś lesbijką. Ciekawa jestem, ilu z nich sprawdzało, czy jesteś dziewicą. – Dlaczego drążyłam ten głupi temat?
  • - Kim nie przy moim stole!
  • - Przepraszam.
  • - Ty się jeszcze nigdy nie całowałaś! – Kontynuowała Claudia.
  • - Skąd możesz to wiedzieć? Może mam chłopaka? Może uprawiałam już seks? – Ależ ona mnie irytowała!
  • - Kim! – Wujek znów zareagował.
  • - Przepraszam. – Miałam dość tej jędzy!
  • - Masz chłopaka? Nigdy mi nie mówiłaś. – Wyglądał na… zawstydzonego? O nie tylko nie to pytanie! – Uprawiałaś…
  • - Nie! Nie, nie, nie. Wujku nie. – Poczułam, że robię się czerwona na twarzy, tym razem nie ze złości. - Jestem wciąż dziewicą, nie mam chłopaka, nigdy się nie całowałam. To takie upokarzające i dziwne rozmawiać o tym z tobą. Możemy już zmienić temat?
  • - Oczywiście. – Wujek też był zadowolony, że zmieniliśmy temat. Panowała niezręczna cisza, potem przyniesiono nasze potrawy i wszyscy zajęliśmy się jedzeniem. Po kolacji przyszedł czas na deser. I na szczęście rozmawialiśmy na luźne tematy. Około 22 wujek kazał nam wrócić do domu. Wyszłam z Claudią przed restaurację. Samochód już tam stał. Ale nie tylko nasz. Obok stała podobna limuzyna. Chłopak który się o nią opierał mrugnął do mnie. Przetarłam oczy wywołując u niego śmiech. Czy on się kiedyś ode mnie odczepi? Nie odwzajemniłam uśmiechu. A nich tu sobie sterczy. Mam nadzieję, że właściciel limuzyny skopie mu tyłek za to, że się o nią opiera. Wsiadłam do samochodu razem z Claudią. Na moje szczęście nie odezwała się do mnie ani razu. Pochłonięta była pisaniem smsów . Totalnie wykończona rzuciłam się na łóżko zaraz po powrocie do domu. Mogłam w końcu zamknąć drzwi, choć nie na klucz, ale zawsze coś. Kątem oka zauważyłam, że moje okno ma teraz dziwny mechanizm przyczepiony obok. Nie miałam jednak siły teraz się tym zajmować. Jutro należałoby jednak przedyskutować ten beznadziejny pomysł z wujem. Całą energię skierowałam w stronę nóg i resztkami sił weszłam pod prysznic. Poczułam się o niebo lepiej. Umyta i w czystej piżamie przykryłam się po uszy miękką kołdrą zapadając się w miękkim materacu. Poczułam, że odpływam i nie próbowałam się bronić. Sen to coś czego potrzebowałam.
  • Moje powieki były z rana cięższe niż wczoraj. O ile godzinę 12 można było nazwać rano. Zastanawiający był fakt, że nikt nie obudził mnie o dziewiątej na śniadanie. Czyżbym została wydziedziczona z rodziny? Rozejrzałam się sennie po pokoju. Nic nie wskazywało na to, że już tu nie mieszkam. Przetarłam oczy i ziewnęłam. Chyba czas wstawać. Sięgnęłam po spodnie i zatrzymałam się w pół ruchu. Ale skoro nikt się mnie dziś nie czepia, to może nie muszę dziś robić nic? Zamiast spodni wyciągnęłam z szafy szlafrok. Zapowiadał się całkiem miły dzień. Założyłam kapcie na nogi i ostrożnie, po cichu uchyliłam drzwi. Wystawiłam głowę i rozejrzałam się ostrożnie. Pusto. Podeszłam do schodów i zjechałam po poręczy, omal nie gubiąc jednego pantofla. Wylądowałam miękko na podłodze. Na palcach weszłam do kuchni drugimi drzwiami omijając jadalnię. W kuchni natrafiłam na Madeline. Patrzyła na mnie jak na zjawę. Położyłam palec wskazujący na własnych ustach.
  • - Cii. Mnie tu nigdy nie było. Zmywam się do ogrodu.
  • - W piżamie i szlafroku?
  • - Ciii nie mów jędzy.
  • - Jędzy? – Upst.
  • - Ciotce.
  • - Nie będzie ci zimno w samym szlafroku?
  • - Nie. Dziś jest chyba nawet cieplej niż wczoraj.
  • - Chcesz herbatę?
  • - W sumie to całkiem dobry pomysł.
  • - Jaką herbatę?
  • - Sama mogę sobie zrobić.
  • - Za co oni mi płacą? – Zapytała kiedy zaczęłam sama zaparzać sobie napój.
  • - Za zmienianie tac z szynkami. I za robienie najlepszych na świecie kanapek do szkoły. A przy okazji. Nie wiesz dlaczego nikt nie męczył mnie dziś ze śniadaniem?
  • - Nie wiem. Pan Accardi kazał nie budzić panienek.
  • - To dziwne. Jest teraz w domu?
  • - Nie wiem. Nie widziałam go od rana kiedy poinformował mnie, żeby was nie budzić.
  • - A ciotka Irene?
  • - Pani Accardi wyjechała do miasta zaraz po śniadaniu. – Poczułam, że mój brzuch zaczyna burczeć na samą myśl o śniadaniu. – Jesteś głodna?
  • - Chyba nie pogardziłabym jakąś kanapką do tej herbaty – Sięgnęłam w stronę świeżych bułek. Ale czyjaś ręka mnie wyprzedziła.
  • - Myślałam, że płacą mi za najsmaczniejsze kanapki na świecie. – Uśmiechnęła się do mnie, a ja odwzajemniłam uśmiech. Przyglądałam się uważnie jak robi mi śniadanie i co jakiś czas podjadałam plasterek ogórka.
  • - Dziwny ten dzień. Kiedy wraca ciotka?
  • - Na kolację. Claudia ma się z nią spotkać w mieście o 14.
  • - Hmmm… A wuj?
  • - Nie wiem.
  • - Czyli mam cały dom dla siebie przez cały dzień? – Kusząca perspektywa.
  • - Na to wygląda. Twoje kanapki. – Podała mi tacę z równo poukładanymi kanapkami.
  • - Dzięki. – Cmoknęłam powietrze koło jej policzka. Spojrzała na mnie karcąco. – No co? To nie są czasy niewolnictwa, że nie wolno mi się z tobą przyjaźnić. Ty tu pracujesz, a nie służysz.
  • - Korzystaj lepiej z dnia. Jutro wracasz do szkoły.
  • - Wiem, wiem. – Wyszłam przez drzwi kuchenne i skierowałam się w stronę mojej ulubionej części ogrodu. Jutro znowu szkoła i jedynym pocieszeniem jest fakt, że to oznacza, że spotkam się z Meg. Usiadłam na huśtawce starając się jej nie rozbujać, aby talerz z kanapkami nie upadł kiedy ustawiłam go na kolanach. Kiedy wszystko już zostało opróżnione odłożyłam naczynia delikatnie na ziemi. Tak właściwie, to chyba jeszcze nie odrobiłam lekcji… Ten weekend był pełen wrażeń, więc nie dziwne, że o tym zapomniałam. Zajmę się tym, ale jeszcze nie teraz. Szkoda, że nie wzięłam ze sobą książki. Historie z książek są takie niesamowite. Dziewczyna spotyka niegrzecznego chłopaka i choć na początku go nienawidzi, potem zaczyna coś do niego czuć. Chłopak się zmienia i żyli długi i szczęśliwie. Albo historia kopciuszka, albo wzruszające wyciskacze łez. Wszystko wydaje się wspaniałe. Nie wiem ile czasu minęło, ale w końcu wstałam i wróciłam do domu przez kuchnie zostawiając po drodze kubek i talerz. Na schodach spotkałam Claudię. Minęłyśmy się bez słowa. Dziewczyna śpieszyła się chyba, bo szybkim krokiem wyszła przez frontowe drzwi. No tak miała się spotkać z ciotką o 14. Weszłam do pokoju, usiadłam przy biurku i zaczęłam odrabiać lekcje. Było ich całkiem sporo i chcąc nie chcąc spędziłam nad nimi prawie całe popołudnie. Kiedy zeszłam na dół kolacja była już przyszykowana. Byłam pierwsza w jadalni. Zajęłam swoje miejsce przy stole. Chwilę później do pokoju weszła ciotka Irene. Na mój widok jej twarz się rozpromieniła. Posłała mi szeroki uśmiech. Zdziwiłam się, ale postanowiłam to zignorować. Sytuacja powtórzyła się jednak kiedy Claudia usiadła do stołu. O co tu chodzi? Czy wszyscy dziś powariowali? Wuj wszedł do jadalni, zanim zdążył usiąść moja kuzynka zerwała się z krzesła i podbiegła do niego rzucając się na jego szyję.
  • - Tatku jesteś kochany! – Wuj mruknął coś w odpowiedzi.
  • - Kochanie musimy ustalić dużo szczegółów. Listę gości…
  • - Nie teraz – uciął wujek.
  • - O co chodzi? – Nie wytrzymałam.
  • - Nie wiesz? Będę debiutantką. Tata wyprawia tegoroczny bal dla debiutantek. Może decydować kto w tym roku wejdzie do towarzystwa, a kto nie. – Debiutantką… odkąd tu przyjechałam słyszałam o tym co roku. Każda dziewczyna z wyższych sfer planowała jaką suknię kupi i z kim na nim się pojawi zanim skończyła dziesięć lat. Ja też myślałam nad tym kilka razy. Wyobrażałam sobie jak schodzę po wielkich marmurowych schodach w białej balowej sukni i obowiązkowo w białych długich rękawiczkach... – A co z Kim? – Claudia spytała z uśmiechem. – Ona też będzie miała debiut w tym roku? – Pytanie wydawało mi się zbędne. Skoro bal był wystawiany u nas a wujek mógł decydować kto bierze w nim udział, to dlaczego niby miałabym nie…
  • - Nie ma mowy! – Pan domu prawie krzyknął. Musiałam pilnować się, aby moja szczęka nie opadła z zaskoczenia, ale nic nie mogłam poradzić na napływające mi do oczu łzy.
  • - Ale… - czułam w gardle wielką gulę która uniemożliwiała mi powiedzenie ani słowa więcej.
  • - Nie ma żadnego ale. – Wujek kontynuował jedzenie i nie spojrzał na mnie nawet. Kiedy poczułam, że łzy płyną strumieniami po moich policzkach wstałam raptownie od stołu przewracając przy tym krzesło. Wybiegłam z pokoju nie patrząc za siebie. Nikt nie próbował mnie nawet zatrzymać. Kiedy znalazłam się w pokoju żałowałam, że nie mam drzwi na klucz. W przypływie nagłego impulsu przesunęłam jedną z lżejszych szafek pod drzwi. Następnie rzuciłam się na łóżko. Pewnie dla kogoś ubogiego moja histeria wydawać by się mogła śmieszna, ale to było naprawdę ważne wydarzenie, tylko że to nie był najważniejszy powód. Po prostu czułam się jakby moje serce rozbito na setki małych kawałeczków. Wujek nie pozwolił mi iść, a ja nie rozumiałam dlaczego. Dlaczego był dla mnie taki zimny? Dlaczego mi nie pozwolił?  Czy tak naprawdę przeszkadza mu to, że tu mieszkam? Nie chce wyprawiać balu dla kogoś innego niż jego córka? Poczułam, że mój oddech był niestabilny, łapałam powietrze jakbym wypłynęła na powierzchnię wody po długim wstrzymywaniu oddechu. Zamknęłam oczy chcąc powstrzymać płynące łzy oraz uspokoić oddech. Kiedy je otworzyłam złapałam ostrość na niewielkim pudełku leżącym na mojej szafce nocnej. Kiedy wzięłam je do ręki jakaś mała karteczka spadła na ziemię. Zajrzałam pod łóżko ale nic tam nie było. Musiało mi się wydawać. Pociągnęłam nosem, wytarłam resztki łez z policzków i otworzyłam pudełko. Telefon. Biały, dotykowy telefon komórkowy. W samą porę. Pomyślałam i wyjęłam go z opakowania. Włączyłam go i od razu wpisałam numer przyjaciółki. Odebrała po dwóch sygnałach.
  • - Cześć kochana! Skąd masz swój stary numer? Udało ci się odzyskać stary numer na nową kartę? – Nic nie odpowiedziałam. – Słyszałam, że twój wuj wyprawia bal debiutantek. To dopiero będzie zabawa! Myślisz, że Ed… Płaczesz? – Nic nie odpowiedziałam, znów zaczęłam cicho chlipać.
  • - Co się stało Maleństwo?
  • - Nic ważnego. Ja tylko… nie idę na bal debiutantek.
  • - Jak to nie idziesz? Przecież tyle razy… - Zaczęłam płakać głośniej. – Przepraszam, nie chciałam cię jeszcze bardziej zasmucić. Dlaczego nie idziesz?
  • - Wuj mi nie pozwolił.  – Po drugiej stronie zapadła cisza.
  • - Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Jak się czujesz.
  • - Nie wiem. Mam już dość tego weekendu.
  • - Ja też Maleństwo. Ja też. Chcesz mi opowiedzieć co się stało?
  • - Ale właściwie, to nie ma co opowiadać. – Westchnęłam i po krótce opisałam całe zajście w jadalni.
  • - Nie rozumiem.
  • - Może wciąż jest na mnie zły za klub? A może uważa, że tylko jego córka na to zasługuje. Właściwie nie mogę go obwiniać, nie jest mi nic winny. Nie ma obowiązku wyprawiać mi balu, ale nie rozumiem dlaczego musiał to przedstawić w taki sposób. - „ Nie ma mowy!” te słowa jeszcze do tej pory dźwięczały mi w uszach.
  • - Może jędza mu namąciła w głowie? Albo Claudia?
  • - Wiesz tak samo dobrze jak na, że mojemu wujowi nie można ta łatwo namieszać w głowie.
  • - No tak. Ale nie myśl już dzisiaj o tym. Powinnaś wcześniej położyć się spać, a jutro na spokojnie się tym zajmiemy.
  • - Tylko czy teraz zasnę?
  • - Spróbuj, na pewno wciąż jeszcze wszystkiego nie odespałaś. – Jej głos był kojący.
  • - Dzięki za rozmowę.
  • - Zawsze do usług. Dobranoc.
  • - Dobranoc. – Rozłączyłam się. Odłożyłam telefon i  weszłam do łazienki. Wzięłam długi ciepły prysznic i wróciłam do łóżka. Zgasiłam światło i mimo wczesnej pory próbowałam zasnąć. Sen jednak nie przychodził, włączyłam więc lampkę nocną i zaczęłam czytać… „ Kiedy dwójka nowożeńców odjeżdżała, tłum ludzi wiwatował na ich cześć. Wiedzieli, że czeka ich lepsze jutro.” Książka się skończyła, ale sen nie przyszedł. Za to noc również dobiegała końca. Byłą czwarta rano. Zgasiłam światło i w ciemnościach zaczęłam wymyślać własną historię.
  • Ktoś delikatnie zapukał do drzwi. Nie mając siły podnieść ciężkich powiek obróciłam się tylko na drugi bok.
  • - Panienko pora wstawać. Jest siódma rano. Za dwie godziny zaczyna się szkoła. – Otworzyłam sennie oczy.
  • - Już wstaję.
  • Wygląda na to, że jednak udało mi się w końcu zasnąć, spałam może jakieś dwie lub trzy godziny. Czując zmęczenie przeszywające moje ciało ubrałam się z trudem. O ósmej zeszłam na śniadanie, które jadałam tylko z Claudią. Wuj w tygodniu wstawał wcześniej, a ciotka później.
  • - Dzień dobry. – Przywitała mnie radośnie Claudia. – Jak się spało? – Spojrzałam na nią posępnie. – Uznam twoje milczenie za odpowiedź. – Możesz je sobie uznać nawet za pytanie, pomyślałam gniewnie. Zjadłam szybko śniadanie i wyszłam z domu. Claudia jeździła samochodem do szkoły, ale ja wolałam chodzić na nogach, nawet jeśli zajmowało mi to dwadzieścia minut. Spacer z rana dobrze mi robił. Kiedy przechodziłam koło starego opuszczonego domu niedaleko szkoły, przez niektórych uważanego za nawiedzony, poczułam chłód bijący od szarych murów. Okna już dawno wybite wyglądały jak czarne dziury. Bez końca. Przyśpieszyłam kroku, bo choć w duchy nie wierzyłam, miejsce to nawet w dziennym świetle przyprawiało o ciarki na plecach. Wiązały się z nim też pewne wspomnienia, o których wolałam nie myśleć. Dwa budynki dalej stała nowoczesna i rozległa prywatna szkoła „ Ravmedina High School”. Liceum dla bogatszej części miasta. Weszłam przez otwartą żelazną bramę, idąc aleją dotarłam przed drzwi szkoły. Uczyłam się w niej dopiero niecały rok. Wyjęłam odpowiednie książki z szafki i poszłam do klasy w której miałam pierwsze zajęcia. W kasie panowało wyjątkowo duże zamieszanie. Z podniesionych głosów wychwyciłam szczątki zdań na temat balu debiutantek. Ktoś wspomniał też o nowych uczniach, ale ponieważ ten temat drążono już od tygodnia nie była to największa sensacja. Nikt nie mógł przyćmić tak ważnego dla tej szkoły wydarzenia jak bal debiutantek. Meg miała rację z tym, aby spojrzeć na to z perspektywy dzisiejszego dnia. Wciąż było mi strasznie smutno z powodu tego, że nie pójdę i z powodu zachowania wuja, ale nie aż tak jak wcześniej. Meg jeszcze nie przyszła. Zajęłam więc swoje miejsce. Claudia na szczęcie nie chodziła do mojej klasy. Wraz z dzwonkiem moja przyjaciółka pojawiła się w drzwiach i podeszła do mojej ławki.
  • - Jak się czujesz?
  • - Lepiej. – Posłałam jej szczery uśmiech, na co ona lekko się rozluźniła. Nie zdążyłyśmy zamienić ani słowa więcej, ponieważ do klasy weszła nauczycielka i zaczęła się lekcja. Mniej więcej w połowie drzwi otworzyły się na oścież i do klasy wszedł wysoki i przystojny chłopak. Miał kręcone czarne włosy i brązowe oczy. Miał na sobie białą bluzkę, czarną skurzaną kurtkę, ciemne spodnie i długi naszyjnik z przywieszką w kształcie kła. Nie zwracając uwagi na nauczycielkę zaczął rozglądać się po klasie.
  • - Przywitajcie proszę nowego ucznia. Może się przedstawisz? – Nowy wydawał znudzony całą tą procedurą.
  • - Daniel Spencer. – Podszedł do jedynego wolnego miejsca tuż przede mną. Po klasie przeszły szepty dziewczyny zachwycały się urodą nowego.
  • - Nic więcej?
  • - Drogie imię? – Wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Urażona nauczycielka nie drążyła dłużej tematu i zajęła się prowadzeniem lekcji. Nikt jednak nie mógł ponownie skupić uwagi na niej. Przyglądałam się czarnym lokom siedzącego przede mną chłopaka. Lekcja w końcu dobiegła końca a nauczycielka wyszła. Właśnie skończyłam pakować torbę kiedy w pomieszczeniu zrobiło się nagle zupełnie cicho. Podniosłam głowę aby sprawdzić dlaczego nagle wszyscy umilkli. Mój wzrok zatrzymał się na wysokim chłopaku stojącym w drzwiach. Nie wiedząc co robić po prostu stałam w miejscu. Meg już poszła, śmieszyła się do szafki. W klasie zostało tylko kila dziewczyn które nie mogły zdecydować się na którego chłopaka powinny patrzeć. W postawie najnowszego przybysza było jednak coś groźnego i odpychającego.
  • - Spadajmy stąd. Mam już dość na ten tydzień. O jedną lekcję za długo jak na ten tydzień.
  • - 20 minut. – Poprawił go Daniel wyraźnie zadowolony na widok chłopaka. – W takim tempie będziemy musieli przeprowadzić się do Nowego Jorku, żeby znaleźć jakąś szkołę która cię przyjmie.
  • - Nie wiedziałem, że masz coś przeciwko podróżą.
  • - Ależ skąd. Tak tylko myślę, że jak chcesz już naciągnąć starego na forsę, to może Europa? – Zaśmiał się dźwięcznie nowy.
  • - Długo zamierzasz jeszcze szczebiotać, czy ruszysz w końcu tyłek? – Chłopak w prostych włosach, ubrany cały na czarno wciąż stał w drzwiach, mówił przyjaznym tonem. No świetnie. Wygląda na to, że się znają. Zaraz cała ta rozmowa… czy oni obaj chodzą do tej szkoły? Chłopak obrócił się w drzwiach, w tym właśnie czasie nasze oczy się spotkały. Zamiast o 180 stopni obrócił się o 360 stopni i znów stał przodem do klasy.

  • - Baby girl. – Uśmiechnął się łobuzersko. Poczułam, ze się czerwienię.

1 komentarz: